Po cichu wszedł na szczyt

Trener Holendrów przekonał rozkapryszone gwiazdy, że warto poświęcić się dla wspólnej sprawy

Publikacja: 08.07.2010 03:57

Po cichu wszedł na szczyt

Foto: ROL

Rinus Michels, Leo Beenhakker, Dick Advocaat, Guus Hiddink, Frank Rijkaard, Louis van Gaal i Marco van Basten – przez ostatnie 20 lat reprezentację Holandii prowadzili albo trenerzy o wielkich nazwiskach, albo byli piłkarze, którym się wydawało, że do osiągnięcia sukcesu wystarczy im autorytet. Kiedy w 2008 roku ogłoszono, że kadrę przejmie Bert van Marwijk, niektórzy pukali się w głowę – przecież ten człowiek nigdy nie wywalczył nawet mistrzostwa Holandii.

Pomysł na drużynę miał prosty – chciał oduczyć piłkarzy niepotrzebnych zagrań. Do pomocy wziął sobie Franka de Boera i Phillipa Cocu, niemal natychmiast po jego nominacji z dalszej gry w kadrze zrezygnował Clarence Seedorf. Van Marwijk udawał zdziwionego, jednak prasa zastanawiała się, czy rezygnacji piłkarza nie wymusił trener. Do drużyny wrócił za to Mark van Bommel, który u Marco van Bastena nie chciał grać, ale własnemu teściowi nie potrafił odmówić.

O Van Marwijku mówiono trochę jak o belfrze, który próbuje przekonać rozkapryszone holenderskie gwiazdy, że warto poświęcić się dla wspólnego dobra. Zarzucano mu brak odwagi i grę sprzeczną z holenderską szkołą. Trener odwagę jednak pokazał – zmienił skład, zostawił młodych, którzy debiutowali u Van Bastena, dołożył kilku swoich, ale coraz rzadziej sięgał po starsze pokolenie, które w poprzednich wielkich turniejach albo wszczynało kłótnie, albo zwyczajnie zawodziło na boisku.

Zmienił też taktykę. Holendrzy przyzwyczajeni byli do podawania piłki głównie do naśladowców Van Bastena, a Van Marwijk rozłożył akcje bardziej na skrzydła. Na środku ataku nie było już Ruuda van Nistelrooya, pojawili się wątli chłopcy, jak Robin van Persie. O nim trener zwykł mawiać jako o jednym z najbardziej utalentowanych zawodników na świecie, puszczając w niepamięć stare kłótnie, które spowodowały, że Van Persie musiał swego czasu w trybie pospiesznym opuszczać prowadzony przez Van Marwijka Feyenoord Rotterdam.

Trener nie miał dobrej prasy, nawet gdy wygrał wszystkie osiem meczów w eliminacjach. Czekano na prawdziwy sprawdzian, kibiców bolały zęby po wyjazdowych zwycięstwach 1:0 ze Szkocją i Norwegią oraz po 2:1 z Macedonią i Islandią. Holendrzy, którzy zadzieranie nosa mają w naturze, pierwszy raz od dawna nie twierdzili, że na mundial jadą po puchar. Spokojnie mówił to ich trener, ale jego nikt nie słuchał. Jeszcze zanim objął drużynę, pisano o nim jako o człowieku bez charyzmy, jednak okazało się, że trener, który potrafi swoje ego schować głęboko, holenderskim piłkarzom pasuje najbardziej.

Piłkarskie osiągnięcia Van Marwijk ma żadne, każdy reprezentant z obecnej kadry przerósł już swojego trenera. Rozegrał co prawda blisko 400 meczów w lidze, ale jego jedynym sukcesem jest Puchar Holandii wywalczony z AZ Alkmaar w 1978 roku. W reprezentacji wystąpił tylko raz.

Kursy trenerskie kończył jeszcze jako zawodnik. Najpierw przez osiem lat prowadził juniorów w mało znanych klubach z Holandii i Belgii, w 1998 roku, kiedy Holandia po raz ostatni grała w półfinale mistrzostw świata, prowadził SV Meerssen z 20-tysięcznego miasteczka w Limburgii. Zwrócił na siebie uwagę po raz pierwszy, gdy z Fortuną Sittard dotarł do finału Pucharu Holandii i zaproszono go do Feyenoordu, by zastąpił Leo Beenhakkera. Do szatni wszedł podobno czerwony, wstydząc się tak znanych zawodników.

[wyimek]Zarzucano mu brak odwagi i grę sprzeczną z holenderską szkołą futbolu [/wyimek]

Znowu postawił na młodzież, w tym na Euzebiusza Smolarka. Przez rok bramkarzem jego drużyny przed odejściem do Liverpoolu był Jerzy Dudek, podstawowym piłkarzem dużo dłużej – Tomasz Rząsa. W 2002 roku Feyenoord wywalczył Puchar UEFA. To ostatnie z wielkich osiągnięć przed zapaścią finansową klubu. Van Marwijk przeniósł się do Borussii Dortmund i zabrał ze sobą Smolarka. Polak po dyskwalifikacji za ślady marihuany w organizmie nazwany był przez Niemców „Hash-bomberem”, ale to właśnie pod skrzydłami holenderskiego trenera rozegrał najlepsze mecze w karierze.

Smolarek traktuje Van Marwijka jak drugiego ojca, przyznał, że gdyby to on prowadził reprezentację Holandii w momencie, gdy podejmował decyzję, dla kogo grać, zdecydować się na Polskę byłoby mu dużo trudniej.

Borussia Van Marwijka na metę Bundesligi dwa razy dobiegała na siódmym miejscu. Holender został zwolniony, znowu po Beenhakkerze przejął na rok Feyenoord, a później dostał propozycję z federacji. Do pilnowania kadry wziął z klubu swojego ulubionego piłkarza

– Giovanniego van Bronckhorsta. Wręczył mu opaskę kapitańską. Przyznaje, że największym problemem było dla niego zbudowanie bariery między sobą a piłkarzami.

Jego reprezentacja przegrała tylko raz – we wrześniu 2008 roku z Australią. Od tamtej pory nikt nie pokonał jej w 25 spotkaniach. Van Marwijk mistrzem świata był ostatnio w karcianym wiście. Wygrał turniej, startując razem z ojcem w 1975 roku.

Piłkarska reprezentacja Holandii mistrzem świata jeszcze nie była.

[i]-Michał Kołodziejczyk z Johannesburga[/i]

[ramka][srodtytul]Lambertus Bert van Marwijk[/srodtytul]

Urodził się 19 maja 1952 roku w Deventer. Jest wychowankiem Go Ahead Eagles, później grał m.in. w AZ Alkmaar, MVV Maastricht i Fortunie Sittard. Raz wystąpił w reprezentacji Holandii. Jego pierwszym sukcesem w pracy trenerskiej był finał Pucharu Holandii z Fortuną Sittard w 1999 roku. Później pracował w Feyenoordzie, z którym w 2002 roku zdobył Puchar UEFA, i w Borussii Dortmund (2004 – 2006). W 2008 roku przejął po Marco van Bastenie reprezentację Holandii.[/ramka]

Rinus Michels, Leo Beenhakker, Dick Advocaat, Guus Hiddink, Frank Rijkaard, Louis van Gaal i Marco van Basten – przez ostatnie 20 lat reprezentację Holandii prowadzili albo trenerzy o wielkich nazwiskach, albo byli piłkarze, którym się wydawało, że do osiągnięcia sukcesu wystarczy im autorytet. Kiedy w 2008 roku ogłoszono, że kadrę przejmie Bert van Marwijk, niektórzy pukali się w głowę – przecież ten człowiek nigdy nie wywalczył nawet mistrzostwa Holandii.

Pomysł na drużynę miał prosty – chciał oduczyć piłkarzy niepotrzebnych zagrań. Do pomocy wziął sobie Franka de Boera i Phillipa Cocu, niemal natychmiast po jego nominacji z dalszej gry w kadrze zrezygnował Clarence Seedorf. Van Marwijk udawał zdziwionego, jednak prasa zastanawiała się, czy rezygnacji piłkarza nie wymusił trener. Do drużyny wrócił za to Mark van Bommel, który u Marco van Bastena nie chciał grać, ale własnemu teściowi nie potrafił odmówić.

Pozostało 83% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej