Komu dać Złoty But, nagrodę dla najlepszego strzelca, trzeba było rozstrzygnąć, licząc asysty, bo Thomas Mueller, David Villa, Diego Forlan i Wesley Sneijder zebrali po pięć goli. Najlepszym piłkarzem wybrano Forlana, ale gdyby nagrodę dostali Sneijder albo Iniesta, też byłoby sprawiedliwie.
Każdy, kto tu przyjechał, miał swoje mistrzostwa. Bezpieczne albo niebezpieczne, dobrze albo źle zorganizowane, z miłymi ludźmi albo takimi, którym chodziło tylko o to, by z przyjezdnych wydusić tyle grosza, ile się da, ciepłe albo zimne, pełne atrakcji albo spędzone w pokoju, z którego się nie wystawiało nosa po zmroku.
Jeśli wybrał, jak większość, pobyt tylko w Johannesburgu i okolicach, cieszy się, że to już za nim. Jeśli podróżował do najdalszych miast turnieju, zastanawia się, jak to możliwe, że organizatorzy dopuścili do takiej nierównowagi. Dlaczego ponad połowa drużyn stacjonowała w Gautengu, czyli Johannesburgu i okolicach, w Kapsztadzie i Port Elizabeth nie było żadnej, a wokół Durbanu, najcieplejszego miasta mistrzostw, tylko kilka.
[srodtytul]Głowa w wuwuzeli[/srodtytul]
Gauteng lubi się z Kapsztadem jak Warszawa z Krakowem. W Johannesburgu się pieniądze zarabia, w Kapsztadzie wydaje. Tu życie biegnie wolniej, strach jest mniejszy, widoki odbierają mowę. Można tam nawet było zobaczyć kibiców idących wielką grupą na mecz, a przecież skończył się właśnie mundial, w którym kibiców spotykało się przed stadionem, w miastach trzeba ich było szukać, bo lokale zamykano szybko, z ulic wyganiał strach, a taksówki kosztowały krocie, bo na co dzień tymi z licznikami nikt nie jeździ.
Korki też się w Kapsztadzie zdarzają, ale miasto ma swoją muzykę. A Johannesburg brzmi tak, jakby głowę włożyć do wielkiej wuwuzeli. Wuwuzeli, czyli lejka, którym holenderscy kibice wlewają w siebie piwo. Trzeba się położyć albo mocno odchylić, i znaleźć pomocnika, bo lejek jest długi i ręka nie sięgnie. Bywa używany także do trąbienia na stadionach, ale nie polecamy.