– Musimy sobie zadać pytanie, czy chcemy skorzystać z przykładu Barcelony czy skończyć jak Faro bądź Aveiro – podkreśla Łukasz Goździor, dyrektor Biura Promocji Miasta w Poznaniu.
Jak tłumaczy, stolica Katalonii jeszcze w latach 80. była w skali europejskiej miastem drugoplanowym. Trampoliną okazała się dla niej olimpiada. Portugalskie Faro i Aveiro gościły Euro 2004. – Kto dziś o tym pamięta? – pyta Goździor. Zbudowany na mistrzostwa stadion w Faro został częściowo rozebrany. Podobny los może spotkać wkrótce ten w Aveiro. Skąd to zestawienie? Chodzi o pieniądze. W tym roku Poznań zamierza przeznaczyć na promocję 22 mln zł. Prawie 8 mln z tej kwoty ma pójść na reklamę miasta jako organizatora Euro 2012. – Część akcji, np. "Krewni Euro" (honorowe oddawanie krwi – przyp. red.), już trwa. O innych nie chcę na razie mówić, by nie zdradzić się przed konkurencją – zaznacza Goździor. – Pewne jest jedno: 8 milionów to absolutne minimum.
Ale radni mówią: stop. Wczoraj upływał termin zgłaszania poprawek do budżetu miasta. Niemal wszystkie zasiadające w radzie miasta kluby chcą przesunięcia części pieniędzy z promocji na inne cele. – Skoro miasto tnie gdzie może, powinno ograniczyć też środki na promocję – podkreśla Tomasz Lewandowski z SLD. – Co do Euro 2012 zostaną u nas rozegrane tylko trzy mecze. Czy zakrojona na szeroką skalę akcja promocyjna będzie miała decydujący wpływ choćby na przyciągnięcie inwestorów?
Wątpliwości ma też Grzegorz Ganowicz (PO), przewodniczący rady miasta. – Euro jest ważne, ale świat nie kończy się na 2012 r. Nie można rezygnować z pewnych inwestycji. Dlatego np. wnioskujemy o przesunięcie 2,5 mln na budowę teatru przy szkole Łejerów – mówi.
2,75 mln z puli promocji chce zabrać i PiS. – Chcemy np. przyspieszyć proces tworzenia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego pod budownictwo – tłumaczy Przemysław Markowski, szef Klubu PiS.