Od pierwszego dnia protestów na placu Tahrir oczy całego świata zwrócone były na egipską armię. To ona jest strażniczką reżimu i od niej zależało, jak się potoczy rewolucja. Kiedy po wycofaniu z ulic znienawidzonej policji na straży porządku stanęło wojsko, dowódcy natychmiast ogłosili, że nie użyją siły wobec obywateli. Demonstranci wieszali na wieżyczkach czołgów egipskie flagi, a żołnierze dzielili się z nimi jedzeniem.
Wojskowi rządzą krajem od 1952 roku, kiedy obalili wspieraną przez Brytyjczyków monarchię króla Faruka I. Puczu dokonał tajny Ruch Wolnych Oficerów założony przez młodych dowódców domagających się reform. Mózgiem organizacji był Gamal Abdel Naser, późniejszy prezydent Egiptu. Każdy z trzech pozostałych prezydentów rządzących Egiptem był, tak jak on, generałem.
– Bliski Wschód ma długą historię reżimów popieranych przez armie. Tak było też w Egipcie. Wojsko nie służyło tylko do obrony przed wrogiem zewnętrznym, ale stało także na straży reżimu – tłumaczy „Rz“ dr Sergio Catigniani z departamentu stosunków międzynarodowych Uniwersytetu Sussex.
[srodtytul]Szansa na karierę[/srodtytul]
W biednym i skorumpowanym Egipcie wojsko dawało ludziom z nizin społecznych jedyną szansę na zdobycie wykształcenia i zrobienie kariery. Dlatego armia cieszy się sporą sympatią ulicy. Egipcjanie pamiętają, że kiedy w 1977 roku prezydent Anwar Sadat wydał wojsku rozkaz, by stłumiło społeczny bunt wywołany ograniczeniem subsydiów na żywność, dowódcy odmówili. Prezydent musiał wycofać cięcia.