Pełnomocnik części ofiar katastrofy smoleńskiej chce rozszerzyć wniosek do prokuratury dotyczący ekshumacji posła PiS Przemysława Gosiewskiego o badanie obecności helu w ciele. – Obecność tego pierwiastka, który przecież nie występuje w naturze, mogłaby wyjaśnić bardzo szybkie opadanie samolotu i wzmożenie mgły – powiedział "Wprost" mec. Rafał Rogalski.
– To absolutna bzdura – komentuje prof. Krzysztof Haman z Wydziału Fizyki UW. – Samolot jest przecież dość szczelny, a jeżeli hel zostałby wprowadzony do kabiny, a pasażerowie oddychaliby jego mieszanką z powietrzem, zmieniłaby się ich barwa głosu. Słyszelibyśmy to na nagraniach z kabiny pilotów.
Wtóruje mu prof. Maciej Sawicki z Instytutu Fizyki PAN zajmujący się badaniami z wykorzystanim ciekłego helu. – Jest gazem bardzo lekkim, od razu ucieka do góry – mówi. – Samolot w helu też będzie leciał. Aby zakłócić jego lądowanie, należałoby na całej kilkukilometrowej trasie lądowania rozstawić ogromne baniaki z ciekłym helem i zacząć wypuszczać z nich gaz jednocześnie w chwili zbliżania się samolotu. Potrzeba by do tego kilkudziesięciu km sześc. helu. Nie widzę technicznych możliwości przeprowadzenia takiego doświadczenia na otwartym terenie, gdzie wieje wiatr, zmieniają się warunki atmosferyczne.
– Ja nie upieram się, że hel na lotnisku był, uważam tylko, że należałoby tę hipotezę sprawdzić – mówi "Rz" mec. Rogalski. – Konsultowałem się w tej sprawie z fizykiem z doktoratem i to on wskazał mi ten trop.
Ów fizyk to Andrzej Ćwierz, poseł PiS. – Samolot naprowadzany był na konkretną ścieżkę znaną wieży kontrolnej, więc nie potrzeba by było aż tak dużych ilości helu. Wystarczyłoby 100 ton – tłumaczy. Dodaje, że kilka niewyjaśnionych kwestii dotyczących lądowania Tu-154 można by wytłumaczyć, gdyby się okazało, że użyto helu.