Opublikowane przez "GP" dokumenty pokazują, że już na początkowym etapie śledztwa dochodziło do napięć między byłym szefem MON a polskim akredytowanym przy MAK.
Według "Gazety" Edmund Klich, polski przedstawiciel przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę smoleńską, 22 kwietnia 2010 r. potajemnie nagrał naradę z udziałem szefa ministerstwa obrony Bogdana Klicha. Z jej zapisu wynika, że Edmund Klich uparł się, by być jedynym polskim akredytowanym przy MAK. Rosjanie proponowali zaś dopuszczenie większej liczby ekspertów z Polski. Z publikacji "GP" wynika też, że Klicha jako głównego Polaka, który będzie badał katastrofę, wybrali sobie sami Rosjanie. Ostatecznie zostało to potwierdzone, kiedy sam Władimir Putin zaprosił go na konferencję prasową. To właśnie na niej ogłoszono decyzję, że postępowanie w sprawie katastrofy będzie prowadzone według załącznika 13 konwencji chicagowskiej. Decyzja ta była potem wielokrotnie krytykowana, bo zdaniem ekspertów utrudniła Polakom przeciwstawianie się wersji lansowanej przez Rosjan.
Z rozmowy wynika też, że początkowo Polacy skłaniali się do tezy, iż winę za katastrofę ponoszą Rosjanie, którzy nie zdecydowali się na zamknięcie lotniska ze względu na fatalne warunki atmosferyczne. Nie zgadzał się z nią szef MON: – Skąd ta wiedza (...) na tak wczesnym etapie – pytał Bogdan Klich.
Edmund Klich tłumaczył, że za sformułowanie tej tezy odpowiedzialny był meteorolog Mirosław Milanowski, którego zresztą Rosjanie odsunęli szybko od wyjaśniania katastrofy.
Ze stenogramu wynika, że akredytowany przy MAK za jednego z odpowiedzialnych za tragedię wówczas uważał szefa szkolenia w lotnictwa gen. Anatola Czabana. Szef MON odpowiedzialnością obarczał samych pilotów tupolewa.