Mam już siwe włosy

Jakub Wawrzyniak, obrońca Legii i reprezentacji Polski, o rosnącej pewności siebie i misji na Euro

Aktualizacja: 14.03.2012 10:15 Publikacja: 14.03.2012 01:19

Mam już siwe włosy

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak pion Piotr Nowak

Rz: W meczu z Portugalią był pan jedynym piłkarzem z ekstraklasy w pierwszym składzie reprezentacji...

Jakub Wawrzyniak:  Tak, ale zastanawiam się, co będzie, kiedy do zdrowia wróci Sebastian Boenisch. Za czasów Leo Beenhakkera zagrałem w jednym poważnym meczu: z Czechami w eliminacjach mundialu, kiedy i tak zszedłem z kontuzją przed przerwą. Wcześniej często grywałem w meczach towarzyskich, trudno mi było realnie ocenić moją wartość. Teraz jest inaczej, przy Franciszku Smudzie więcej znaczę, mimo że pierwsze powołanie dostałem dlatego, że kontuzję leczył Maciej Sadlok. Dużo się zmieniło. Mam świadomość, że walczę o mistrzostwo w drużynie, która należy do faworytów rozgrywek, a od czerwca ubiegłego roku regularnie występuję na lewej obronie reprezentacji Polski.

Jak pan znosi krytykę?

Gra w Grecji była dla mnie przełomem. Od tamtej pory na wszystko inaczej patrzę. W niedzielę po meczu Panathinaikosu zostały ogłoszone wyniki moich badań, o północy mój telefon dalej dzwonił. Poprosiłem dziennikarzy: „Jestem niewinny, napiszcie o tym delikatnie". Następnego dnia w Panathinaikosie pojawił się piłkarz z Polski na testach. Przywiózł gazety z tytułem „Wawrzyniak na dopingu". Pomyślałem sobie: „No to bach. Dzięki za wsparcie". Dostałem wtedy od każdego, z lewej, z prawej.

Myśli pan czasem o Grecji jak o straconej szansie?

Staram się o tym w ogóle nie myśleć. Grecja wzbudza we mnie złe emocje, to fatalne przeżycie. Mam takie zdjęcia... Ostatni trening przed wyjazdem z Legii, wiadomo – dziennikarze na mnie patrzą. I później po powrocie do gry, znowu w Warszawie. Ileż ja mam siwych włosów...

Pamięta pan pierwszy wieczór po powrocie? Usiadł pan na walizkach i co?

Pamiętam drogę. Dwa i pół tysiąca kilometrów sam na sam z bagażami. Ale to nie było jeszcze nic pewnego, że do Aten nie wrócę. Kilka spraw przed sądem musiało się odbyć. Ta finalna była w Szwajcarii. Byłem pewny swego, ale i tak się bałem.

Ciekawą ma pan drogę do Legii. Sparta Brodnica, Błękitni Stargard... Wszędzie piszczała bieda.

Co do Błękitnych to powstało już tyle legend, że trochę się denerwuję. Trener Leszek Ojrzyński opowiadał w gazetach, że chodziliśmy na grzyby, bo nie mieliśmy co jeść, a jak gotowaliśmy pierogi, to biłem się o ostatniego. Tak funkcjonował ten klub, ale nie ja. Byłem kawalerem, nie miałem zobowiązań, a moi rodzice nigdy nie dopuściliby, żebym chodził głodny. To prawda, że swoje przeszedłem – czwarta, trzecia, druga, pierwsza liga. Liga Mistrzów, mistrzostwa Europy. Jeszcze mundial i mogę kończyć karierę spełniony.

Staje pan przeciw Niemcom, jak grają hymny, i myśli sobie – oni od dziecka w Bayernie pod kloszem, a ja?

Nie myślę w takich kategoriach, realia niemieckie znam z opowiadań. Moja droga nie była wyjątkowa, tak wygląda polski futbol wszędzie poza kilkoma takimi klubami jak Legia. Ale kto ma w małych miasteczkach szkolić dzieciaków? Trenerzy za 500 złotych? Mam poczucie, że robię coś, w czym na polskie realia jestem dobry, gram w pierwszej reprezentacji od pierwszej minuty. Beenhakker powiedział mi taką mądrą rzecz – „Nie pytaj, czy jesteś dobry czy zły. Zastanów się, czy jesteś wystarczająco dobry". Oczywiście, mogę stanąć, nic nie robić i pomyśleć, że i tak dużo osiągnąłem, ale mam zobowiązania.

Wobec kogo?

To zabrzmi patetycznie, ale wobec milionów Polaków. Jestem w reprezentacji na Euro 2012, na własnych stadionach. Kibice czekają na ten turniej jak na żaden inny. Gdziekolwiek się ruszę, reklamy – czekolada Euro, piwo Euro. Ludzie tym żyją, oczekują sukcesów, a my musimy sprostać oczekiwaniom. Trzeba coś Polakom dać w zamian za tę wiarę.

Jest pan gotowy na taką odpowiedzialność?

Tak. Umiem już skoncentrować się na przeciwniku, żeby nie zaspać, żeby być blisko niego. Ostatnio po meczu z Portugalią wszedłem do szatni, usiadłem i odetchnąłem. Powiedziałem: „No, przynajmniej się nie poślizgnąłem". W spotkaniu z Niemcami ślizgali się wszyscy, ale ja w najgorszym momencie. Rywale zdobyli bramkę w ostatniej minucie. Nie myślałem, że wywoła to tak skrajne emocje, że będą robić o tym filmiki w Internecie i trafię do kabaretu. Mam dwa rozwiązania. Mogę uwierzyć w to, co się o mnie mówi: że jestem beznadziejny, w ogóle się nie nadaję i czekamy na Boenischa, który 16 miesięcy nie grał w piłkę, albo wybiorę inną opcję: że jestem najlepszym lewym obrońcą w Polsce.

Nani w meczu z Portugalią mocno wami zakręcił...

Pamiętam tę sytuację. Krzyczę do Maćka Rybusa: „Ryba, ty do środka, ja do linii". A Nani wskoczył między nas, zredukował bieg, Damien Perquis cofnął nogę, żeby nie było karnego, a Wojtek Szczęsny wybronił. Pomyślałem sobie, że się zaczyna, ale później gra się wyrównała. Na szczęście wszystko wyjaśnili mi dziennikarze w gazetach następnego dnia – Portugalczykom się nie chciało. Tak jak wcześniej Niemcom. A Białorusini czy Węgrzy nie byli wymagający.

A pana rodzina nie boi się odpowiedzialności, która na pana spada?

Z mamą o futbolu nie rozmawiam, bo dla niej do domu nie przyjeżdża piłkarz, tylko syn, za którym tęskni. Tata to fanatyk sportu. Gdyby położyć na stole milion i powiedzieć mu, że jeśli przez godzinę nie powie nic o piłce, to pieniądze będą jego – przegrałby. Nie wygląda na przerażonego, że zagram na Euro.

Przed meczem analizuje pan grę tego, kto stanie przeciwko panu?

W Legii Jacek Magiera i Rafał Janas to są fachowcy – zawsze pokażą, na co zwrócić uwagę, jestem pełen podziwu dla ich pracy. Oglądam mecze lig zagranicznych, ale nie wskażę swojego idola ani nawet ulubionej drużyny. Lubiłem Widzew, jak grał w Lidze Mistrzów. A teraz? Patrzę, jak grają na mojej pozycji, ale dobrym kompanem do rozmowy o piłce to ja nie jestem.

W kadrze podobno pan milczy?

Przyglądam się, stoję z boku. Trener jasno wskazał liderów – Błaszczykowski, Lewandowski, Dudka, Murawski... Grupa za nimi podąża i słucha tego, co mówią.

W Legii czasami się odezwę.

Wreszcie idziecie na mistrza...

Słyszę to co roku od pięciu lat, a jeszcze tytułu nie wywalczyłem.

Nacho Novo na ławce, Ismael Blanco też. Wygrywacie składem z jesieni, mimo odejścia aż trzech piłkarzy.

Wszyscy marudzili, że Legia sprzedaje piłkarzy. Oczywiście Ariel Borysiuk, Maciej Rybus czy Marcin Komorowski, który zrobił największy postęp ze wszystkich piłkarzy podczas mojego pobytu w Legii – byli wartościowi, ale wiedziałem, że w drużynie są tacy, którzy ich zastąpią. Odejście kolegi do lepszego, zagranicznego zespołu to impuls, taki dodatkowy bodziec.

Nie za dużo gwiazd siedzi w Legii na ławce rezerwowych, nie grozi to wybuchem?

To zadanie trenera, żeby tak się nie stało. Zachowanie Miroslava Radovicia, który schodził wściekły z boiska w meczu z ŁKS, w pewnym sensie mi się podoba. Nie musi mnie przepraszać, że kopnął w mikrofon. Jesteśmy mężczyznami, lubię, jak jeden do drugiego skoczy na treningu, a później potrafi o wszystkim zapomnieć. Jeśli zachowanie Radovicia nie spodoba się Maciejowi Skorży, zrobi z nim porządek. Według mnie nie wpływa to destrukcyjnie na drużynę.

Michał Żewłakow w szatni szybko gasi konflikty?

Miszka ma autorytet, bardzo mu tego zazdroszczę. Każdy go słucha i mu wierzy. Dużo zrobił w piłce, jest wybitną postacią. Twierdzi, że mam w sobie spokój i dlatego lubi ze mną przybywać.

Myśli pan jeszcze o wyjeździe za granicę?

Tak. Nie wróciłem w takich okolicznościach, w jakich powinienem. Gdyby się okazało, że jestem słabym piłkarzem, to w porządku, zrozumiałbym, że pewnych rzeczy nigdy nie osiągnę. Ale po takim wygnaniu z Grecji nie wiem, czy jestem wystarczająco dobry na inną ligę, a chciałbym się przekonać.

W Grecji?

Raczej nie. Wiem, że z powodu kryzysu cierpią tam miliony ludzi, ale – choć może zabrzmi to brutalnie – potwierdziło się to, co myślałem o Grecji po grze w Panathinaikosie. Grecy nie zachowywali się uczciwie. Jacy ludzie, takie problemy.

Rz: W meczu z Portugalią był pan jedynym piłkarzem z ekstraklasy w pierwszym składzie reprezentacji...

Jakub Wawrzyniak:  Tak, ale zastanawiam się, co będzie, kiedy do zdrowia wróci Sebastian Boenisch. Za czasów Leo Beenhakkera zagrałem w jednym poważnym meczu: z Czechami w eliminacjach mundialu, kiedy i tak zszedłem z kontuzją przed przerwą. Wcześniej często grywałem w meczach towarzyskich, trudno mi było realnie ocenić moją wartość. Teraz jest inaczej, przy Franciszku Smudzie więcej znaczę, mimo że pierwsze powołanie dostałem dlatego, że kontuzję leczył Maciej Sadlok. Dużo się zmieniło. Mam świadomość, że walczę o mistrzostwo w drużynie, która należy do faworytów rozgrywek, a od czerwca ubiegłego roku regularnie występuję na lewej obronie reprezentacji Polski.

Pozostało 91% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!