Zgodnie z planem pokojowym specjalnego wysłannika ONZ Kofiego Annana w czwartek o 6 rano w Syrii zaczęło obowiązywać zawieszenie broni. Syryjska armia i walcząca z nią Wolna Armia Syryjska wstrzymały ogień.
Obie strony natychmiast zaczęły się jednak oskarżać o łamanie porozumienia. Władze w Damaszku zarzucają rebeliantom prowokację, bo dwie godziny po wejściu w życie zawieszenia broni w mieście Aleppo doszło do zamachu na autobus wiozący żołnierzy. Zginął jeden oficer, a 24 żołnierzy zostało rannych.
Prawo do protestu
Zdaniem opozycji to reżim nie przestrzega porozumienia, bo nie wycofał z miast ciężkiej broni. – Mamy filmy i zdjęcia na dowód, że ciężkie uzbrojenie wciąż pozostaje w gęsto zaludnionych dzielnicach. W niektórych przypadkach broń została po prostu przesunięta w nieco inne miejsce – przekonywał Basma Kudmani z opozycyjnej Syryjskiej Rady Narodowej.Opozycja chce sprawdzić, na ile reżim jest skłonny dotrzymać porozumień. Szef Syryjskiej Rady Narodowej Burhan Ghaldżun wezwał rodaków do pokojowych demonstracji. – To będzie prawdziwy test. Zobaczymy, czy podczas demonstracji znowu padną strzały – mówił Ghaldżun, przypominając, że prawo do pokojowych protestów gwarantuje Syryjczykom plan pokojowy.
Chociaż 70 procent mieszkańców Syrii to sunnici, krajem rządzi wywodząca się z szyizmu mniejszość alawitów. W latach 80. ojciec obecnego prezydenta Hafez Asad krwawo stłumił powstanie sunnickiego Bractwa Muzułmańskiego, zabijając dziesiątki tysięcy ludzi. Reżim może się więc obawiać, że kiedy straci władzę, nie uniknie zemsty. Dlatego kiedy na początku zeszłego roku na ulice zaczęli wychodzić demonstranci domagający się reform, Baszar Asad rozkazał strzelać do bezbronnych uczestników protestów. Po kilku miesiącach represji na ulicach zaczęło się pojawiać coraz więcej rebeliantów z bronią i dezerterów, którzy utworzyli Wolną Armię Syryjską.
Według międzynarodowych organizacji praw człowieka od tamtej pory w walkach mogło zginąć ponad 9 tysięcy osób. Rada Bezpieczeństwa ONZ dwukrotnie próbowała przyjąć rezolucje umożliwiające wywarcie presji na reżim, lecz zablokowały je Chiny i Rosja. Moskwa obawia się, że wywarcie zbyt dużej presji na reżim doprowadzi do jego upadku, a wtedy straci kluczowego sojusznika na Bliskim Wschodzie.