Jeden Loew i wiele lwów

Dzisiaj Holandia walczy o przetrwanie w turnieju. Z Niemcami, z którymi mecze są dla niej jak bitwa

Aktualizacja: 13.06.2012 04:07 Publikacja: 13.06.2012 04:06

Jeden Loew i wiele lwów

Foto: ROL

Korespondencja z Charkowa

– No, to nas znów wpuścili w maliny – westchnął holenderski Jan Ciszewski 38 lat temu, gdy Gerd Mueller wbijał w finale mistrzostw świata w RFN gola na 2:1. Dla wielu Holendrów z tamtego pokolenia to jest najsłynniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszeli w telewizji. O przegranym finale powstawały tam wiersze, opłakujące „matkę wszystkich porażek", i to, że „my byliśmy najlepsi, ale oni byli lepsi".

Niektórzy mówią, że w tych pięciu wyrazach o wpuszczaniu w maliny (po niderlandzku to brzmiało: „Zijn we er nog ingetuind") można zawrzeć całą historię holendersko-niemieckich zaszłości. Od sentymentu do wielkiego sąsiada przez szok, gdy ten sąsiad najechał kraj podczas drugiej wojny światowej – nie odwdzięczając się za to, że w Holandii mógł się ukryć przed odpowiedzialnością za wywołanie pierwszej wojny Kaiser Wilhelm II – aż po wojny futbolowe, gdy Holendrów doprowadzali do łez Kaiser Beckenbauer, Bomber Mueller, ten straszny Lothar Matthaeus i ten śmieszny Rudi Voeller.

Lecą rowery

Nie ma dla Holendra piękniejszego zwycięstwa w futbolu niż to nad Niemcami. W drugą stronę to aż tak mocno nie działa. Ale Holendrzy tak długo Niemców zaczepiali, aż ci zaczęli się odpłacać i dziś przed i po każdym spotkaniu obie strony okładają się złośliwościami, ogrywając tę wojnę choćby w reklamach.

Jak w tej słynnej zakładów bukmacherskich, w której pod galerią zdjęć zapłakanych niemieckich kibiców jest podpis po holendersku: „A nie byłoby jeszcze przyjemniej, jakbyś miał z tego jakieś pieniądze?". Na samych złośliwościach nie zawsze się kończy. W powojennych czasach zamieszki na granicy holendersko-niemieckiej wybuchały tylko z powodu futbolu. I była tylko jedna parada w Amsterdamie, która dorównała tej na cześć wyzwolenia w 1945 r.

To było w 1988 r., gdy z Niemiec wracali z Pucharem Henri Delaunaya mistrzowie Europy, jedyne holenderskie pokolenie zwycięzców: Marco van Basten, Ruud Gullit, Frank Rijkaard, Ronald Koeman i reszta. Płynęli barką przez Amsterdam, a ludzie wskakiwali do kanałów, wrzucali tam rowery. W finale w Monachium Holendrzy pokonali wtedy ZSRR. Ale na wielu transparentach przyniesionych na trasę przejazdu (autobus jechał z lotniska w Eindhoven przez cały kraj), a potem rejsu reprezentacji przez kanały, było napisane: „Nasz finał był w Hamburgu". Bo tam Holandia pokonała w półfinale Niemców.

Zdjęcie, którego nie było

Holenderska legenda mówi, że spotkania z niemieckimi sąsiadami to była zawsze walka dobra ze złem, pięknego futbolu z wyrachowanym. A II wojna światowa to był czas holenderskiego bohaterstwa i bezwzględności Niemców, tak wielkiej, że nawet rowery zarekwirowali. Mity trzymają się mocno, choć wyszło wiele książek odkłamujących obydwa. Udowadniających, że Holendrzy wcale nie przegrali w 1974 r. dlatego, że „Bild" przed meczem dał na okładkę zdjęcie Johana Cruyffa z roznegliżowanymi paniami w basenie i rozpętał aferę (bo nie było takiego zdjęcia, były tylko spekulacje, zamieszczone gdzieś w mało eksponowanym miejscu gazety, a afera urosła po porażce), ani nie przez to, że się kłócili o pieniądze, bo Niemcy kłócili się równie mocno i im to nie przeszkodziło.

Wojenna rzeczywistość też nie wyglądała tak czarno-biało, bo jak udowadniają niektórzy badacze, w żadnym innym kraju Niemcy nie byli tak skuteczni w wyłapywaniu ukrywających się Żydów jak w Holandii, a ruch oporu rzeczywiście istniał, ale – jak ironizują – większość Holendrów zapisała się do niego już po wojnie.

Zamiana ról

Dla młodego pokolenia historie wojenne nie są już punktem odniesienia, a futbolowa opowieść o dobrych Holendrach i złych Niemcach nie ma dziś żadnego sensu, bo role się niedawno odwróciły i od mundialu w RPA to niemiecka drużyna zaczęła się kojarzyć z lekkością i fantazją, a holenderska z wyrachowaniem i brutalnością. I nawet Holendrom trudno byłoby nie lubić miłego Joachima Loewa albo znaleźć wśród jego piłkarzy wroga pasującego do stereotypu.

Pierwszy mecz Euro powrotu latających Holendrów nie zwiastował, nawet jeśli porażka z Danią była trochę pechowa. Ale i Niemcy, mimo pokonania Portugalii, nie zachwycili.

Dla Holandii porażka dzisiaj oznacza praktycznie koniec szans, a remis zepchnie ją nad krawędź. „Jest jeden Loew i wiele lwów" – pocieszał wczoraj kibiców z okładki „De Telegraaf" w podpisie pod rysunkiem lwa z holenderskiego herbu.

Lew pożera niemieckiego piłkarza, „De Telegraaf" próbuje rozhuśtać atmosferę przed meczem, jak to na tabloid przystało, a podczas wczorajszej konferencji Niemców na porównania z wojną próbował Loewa namówić dziennikarz z Belgii. Ale trener zdobył kolejne punkty, pytanie o wojnę uchylając, komplementując Holandię, opisując jej porażkę 0:1 z Danią jako niezasłużoną. I zapowiedział, że jego obrońców czeka trudny wieczór, bo – jak to ujął – Holendrzy nie dadzą sobie łatwo zabrać masła z kanapki.

Trener Bert van Marwijk nazwał mecz jednym z najważniejszych w ostatnich latach, a wszystkie doniesienia o kłótniach w kadrze – wymysłami. Kibice żądają od niego, aby tym razem wystawił Klaasa Jana Huntelaara od początku, ale nie jest wykluczone, że van Marwijk powtórzy skład z meczu z Danią. – Nic się nie dzieje złego z Holandią – powtarza trener. Dziś Niemcy powiedzą: sprawdzamy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

p.wilkowicz@rp.pl

Przypuszczalne składy:

Niemcy:

Neuer – Boateng, Hummels, Badstuber, Lahm – Khedira, Schweinsteiger – Mueller, Özil, Podolski – Gomez

Holandia:

Stekelenburg – Willems,

Vlaar, Heitinga, van der Weil – de Jong, van Bommel – Affellay, Sneijder, Robben – van Persie.

Korespondencja z Charkowa

– No, to nas znów wpuścili w maliny – westchnął holenderski Jan Ciszewski 38 lat temu, gdy Gerd Mueller wbijał w finale mistrzostw świata w RFN gola na 2:1. Dla wielu Holendrów z tamtego pokolenia to jest najsłynniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszeli w telewizji. O przegranym finale powstawały tam wiersze, opłakujące „matkę wszystkich porażek", i to, że „my byliśmy najlepsi, ale oni byli lepsi".

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!