Wtorkowe informacje „Rzeczpospolitej" o tym, że na wraku TU-154M mogły znaleźć się materiały wysokoenergetyczne, do których należą także m.in. materiały wybuchowe, wywołały olbrzymie emocje wśród polityków wszystkich partii.
Z samego rana głos zabrał Janusz Palikot, domagając się ustąpienia Donalda Tuska ze stanowiska oraz powołania międzynarodowej komisji, która wyjaśniłaby okoliczności katastrofy.
To był jednak tylko wstęp do prawdziwej politycznej burzy, która rozpętała się kilka godzin później. Wtedy odbyło się zaplanowane wcześniej posiedzenie parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, kierowanego przez Antoniego Macierewicza (PiS). Początkowo miało być poświęcone sprawie nagłej śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 r. lądował na Siewiernym i był jednym ze świadków w smoleńskim śledztwie.
Spotkanie zespołu w dużej mierze poświęcone było jednak kwestii ewentualnej obecności materiałów wybuchowych na wraku tupolewa. Wzięli w nim udział członkowie części rodzin ofiar katastrofy, a także prezes PiS Jarosław Kaczyński. Ten ostatni nie przebierał w słowach. – Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP, innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to jest po prostu niesłychana zbrodnia – oświadczył.
Dodał, że „każdy, kto choćby tylko poprzez matactwo czy poplecznictwo miał z nią cokolwiek wspólnego, musi ponieść tego konsekwencje".