Ale wy nie chcecie rozmawiać z tamtymi ludźmi?
Nie, bo nie są prawdziwymi działaczami polskiej organizacji, a jedynie marionetkami, które nic nie robią. Taka rozmowa nie miałaby sensu. My chcemy dialogu z władzami, bo to one podejmują decyzje.
Wtedy, w 2011 r., po dłuższej dyskusji Aleksander Łukaszenko powiedział w końcu: niech idą do odpowiednich urzędów, niech się rejestrują. Dostrzega pan szanse, że tak się stanie?
Były podejmowane próby rejestracji organizacji lokalnych w Brześciu i Baranowiczach, ale się nie powiodły. A po wyborach prezydenckich w grudniu 2011 r. sytuacja zmieniła się zasadniczo i próby zgłaszania się do rejestracji wydawały się całkowicie nierealistyczne. Ale fakt jest taki, że my istniejemy i funkcjonujemy. Władze na pewno nie są nastawione do nas pozytywne, jednak zjazd udało się nam przeprowadzić bez większych problemów. To budzi nasze nadzieje. Myślę, że Mińsk po prostu nie wie, co z nami robić, zwłaszcza że „legalne" kierownictwo ZPB po prostu nic nie robi, pojawiły się nawet informacje o jakimś zadłużeniu...
Związek już od 2005 r., kiedy to Mińsk anulował wyniki zjazdu ZPB, funkcjonuje w warunkach szczególnych. Formalnie – jest nielegalny, faktycznie – z trudem tolerowany przez władze. Jakie są nastroje ludzi, zwykłych członków waszej organizacji?
Podczas przygotowań do zjazdu dużo jeździłem po terenie. Od poprzedniego, w w 2009 roku, powstało około 30 nowych oddziałów. Obserwujemy sytuację nie tylko tworzenia nowych struktur, ale i wznawiania działalności przez stare, w których nic się nie działo, bo prezes odszedł albo na przykład umarł. Po trochu wynika to stąd, że zmieniła się sytuacja ogólna. W latach 2005–2007 było w białoruskiej telewizji państwowej dużo dezinformacji i zamętu w związku z tym, co stało się w ZPB. Ale minęło trochę czasu i ludzie zrozumieli, kto jest kim, kto tak naprawdę działa i chce coś w sprawie polskości na Białorusi zrobić, a kto nie chce. Myślę też, że ludzie są już zmęczeni swoim własnym strachem. Mają dość życia w ciągłej obawie. Czasy się zmieniły. Widziałem na wschodzie Białorusi, na ilu domach i w ilu mieszkaniach zamontowane są anteny satelitarne. Tak naprawdę ewentualne naciski na ludzi dotyczą tylko ich pracy, o ile oczywiście pracują oni w instytucjach państwowych.