Niedokładne pomiary?
- Te rozbieżności muszą wynikać z faktu, że drzewo na początku nie zostało dokładnie zmierzone, a jego parametry oszacowano - przypuszcza dr Jan Łukaszkiewicz z Katedry Architektury Krajobrazu ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Eksperci KBWLLP byli w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. Prokuratorzy i biegli badali brzozę dwa razy - na jesieni 2011 r. i rok później. Zdaniem dr Łukaszewicza nie ma możliwości, by drzewo urosło o kilkaset centymetrów w tak krótkim czasie.
- Pień w miejscu złamania mógł minimalnie przyrosnąć na grubość, ale średnica nie mogła zwiększyć się o 12 cm. Utrata górnego przewodnika spowodowała zbyt duży szok dla tego drzewa - uważa naukowiec.
Kpt. Maksjan przekonuje, że nieprawdziwe są podawane w mediach informacje, by w raporcie Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej była zawarta informacja, że końcówka drzewa została odłamana metr od wierzchołka. - To błąd, który pojawił się w odpisie i jego tłumaczeniu. W odręcznie sporządzonym oryginale zapisano, że drzewo złamane jest na wysokości 9 m od ziemi - zapewnia.
Wysokość, na której złamało się drzewo miała znaczenie w wyznaczeniu trajektorii lotu przedstawionej w raporcie Millera. Eksperci kierowanego przez Antoniego Macierewicza (PiS) zespołu parlamentarnego, który bada katastrofę, przedstawiają obliczenia, według których drzewo nie mogło złamać skrzydła. Ich zdaniem samolot leciał wyżej, a nawet gdyby doszło do kontaktu, to nie spowodowałby on oderwania końcówki skrzydła.
Strona rządowa zapewnia jednak od dłuższego czasu, że nie ma nowych faktów, które dawałyby podstawy do wznowienia prac. Część ekspertów, która tworzyła raport działa w ramach nieformalnego zespołu Macieja Laska. Ma on stworzyć stronę internetową, na której będzie odpowiadał na pytania osób, które mają zastrzeżenia do oficjalnych ustaleń.