Sytuacja Wiosny jest bardzo ciężka i wbrew entuzjazmowi deklarowanemu przez jej lidera wszystko wskazuje, że partia ta może być tylko przejściowym zjawiskiem politycznym, które nie przetrwa nawet jednego roku. Wynik bowiem, który formacja ta osiągnęła w elekcji do europarlamentu, jest skromny i nic nie zapowiada, by miało się to poprawić na przestrzeni najbliższych kilku miesięcy. Albo więc Robert Biedroń wymyśli siebie i swoją partię na nowo, albo będzie musiał pogodzić się z tym, że był krótkotrwałą modą, a jego największym osiągnięciem będzie miłe pięć lat w Brukseli.
Próg zdobyty cudem
By dostrzec kryzys, w jakim znalazła się Wiosna, warto przypomnieć sobie deklaracje jej przewodniczącego sprzed trzech miesięcy. Zapowiadał on wówczas rewolucję w polskiej polityce, deklasację PiS i PO, a szefowi tej ostatniej partii proponował stanowisko wicepremiera w swoim rządzie – oczywiście pod warunkiem, jak wtedy złośliwie zauważał, że Platforma przekroczy próg 5 proc. Dziś te buńczuczne przechwałki brzmią jak słowa niegdysiejszego lidera KOD, nawołującego wszystkie siły opozycyjne do łączenia się pod jego patronatem. Wyborcza rzeczywistość brutalnie zweryfikowała siłę poszczególnych graczy i Biedroń może być szczęśliwy, że jego formacji udało się cudem przekroczyć próg i zdobyć nieco ponad 6 proc. poparcia społecznego.
Ten słaby wynik, maskowany na wieczorze wyborczym krzykami i pohukiwaniami o trzeciej sile politycznej, która za chwilę stanie się drugą, a może nawet pierwszą, był wynikiem zarówno obiektywnych czynników od lat petryfikujących duopol PiS i PO, jak i błędów popełnianych przez marketingowców Wiosny i samego lidera. Dziś już nie ma to znaczenia – o wiele ważniejsze jest to, co stanie się z tą partią i w jaki sposób może ona jednak wpłynąć na polską rzeczywistość.
W najgorszym dla niej scenariuszu zapamiętana ona może być jako skuteczna trampolina, która wyrzuciła Biedronia na zasobny urlop do Brukseli i Strasburga. Takie niestety powstaje wrażenie płynące ze zmieniających się jego deklaracji co do pożegnania się z mandatem europosła. O ile w czasach powstawania Wiosny jej lider jasno deklarował, że nie przyjmie mandatu i nie złoży ślubowania, o tyle potem twierdził, że mandat odda, ale dopiero jesienią, gdy jego partia będzie się bić o Sejm i Senat. W ostatnim czasie Biedroń znów zmienił zdanie i powiedział, że zamieni mandat w europarlamencie na ten na Wiejskiej dopiero wówczas, gdy jego partia wejdzie do nowego Sejmu. A to już nie tylko jest całkowite zaprzeczenie wcześniejszych deklaracji, ale wygląda na chęć zachowania miejsca w Brukseli, które daje około pięć razy wyższe dochody niż to na Wiejskiej.
Gra o subwencję
To fatalny komunikat do potencjalnych wyborców – może bowiem powstać wrażenie, że lider partii nie chce zwycięstwa swojej partii i woli na najbliższe pięć lat pozostać w PE. Jeśli rzeczywiście takie byłyby jego cele, to idealną dla niego sytuacją byłoby wysłanie swej partii jesienią na pewną śmierć – najlepiej jednak tak, by zdobyła między 3 a 5 proc. głosów, bowiem to zapewniłoby jej liderowi możliwość dysponowania kilkoma milionami złotych rocznie, pochodzącymi z dotacji i subwencji państwowych.