W środę rządowi eksperci zarzucili współpracownikowi Antoniego Macierewicza (PiS) posługiwanie się sfałszowanym zdjęciem skrzydła rządowego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem. Dowodem ma być film zamieszczony na stronie rosyjskiego blogera, w którym pokazuje on zmanipulowanie zdjęcia wykorzystanego przez prof. Wiesława Biniendę do udowodnienia tezy o zamachu.
Jednak z zapisu wykładu prof. Biniendy nie wynika, by opisywał on je jako „jeden z kluczowych dowodów na potwierdzenie zamachu smoleńskiego", jak sugeruje zespół Macieja Laska.
– Krawędź przednia skrzydła musi być zniszczona na długości 60–80 cm, ale powierzchnia nośna nie jest zniszczona, więc dalszy lot jest możliwy – mówi podczas wykładu Binienda, tuż przed pokazaniem zdjęcia, które miał zmanipulować rosyjski bloger Vlad-Igorev. Wcześniej przez 20 minut pokazuje efekty obliczeń, na których opiera swoje tezy.
– My nie oceniamy, że to jest fałszerstwo, my twierdzimy, że to jest manipulacja – mówił w TVN24 Edward Łojek z zespołu Laska.
Zarzuty odpierał wczoraj w Sejmie Antoni Macierewicz. Współpracujący z jego zespołem Marek Dąbrowski, który analizował fotografię, uważa, że jest to materiał z zasobów MAK, ale pokazuje inną perspektywę niż ta zawarta w raporcie.