Trwa fiskalna ofensywa rządu. Po podwyżkach w poprzednich latach składki rentowej i VAT oraz zamrożeniu progów dochodowych w PIT przyszedł czas na umowy o dzieło.
Jak ustaliliśmy, za zapowiedziami premiera Donalda Tuska, który wydał wojnę tzw. umowom śmieciowym, kryje się plan nałożenia składek na tzw. twórców. Około 300–400 tys. osób zapłaci do ZUS daninę na emeryturę – to 19,52 proc. dochodu. Od każdego ?1 tys. zł twórca zapłaci więc niemal 200 zł.
Te zmiany mogą zacząć obowiązywać od 2015 r., ale rozważany jest też inny scenariusz – zdecydowane ograniczenie wykorzystywania tych umów wyłącznie do reglamentowanego katalogu rodzajów pracy. – Nie może być tak, że umowy o dzieło podpisują malarze pokojowi – usłyszeliśmy w jednym z resortów od osoby, która pracuje nad zmianami. W kolejnym etapie rząd zajmie się czasowymi etatami – zostanie ściśle określony czas ich trwania. I będzie to zapewne okres dwóch lub trzech lat.
Co czeka pracujących na umowy o dzieło? – Wzrosną ich obciążenia, spadnie dochód netto – tłumaczy Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych.
Zyska za to ZUS – według szacunków „Rz" ok. 1,9 mld zł. Obecnie wyłącznie na takich umowach pracuje ok. 300 tys. osób. Po tym, gdy rząd oskładkuje umowy-zlecenia, część z nich ucieknie na dzieło. Ich liczba może zatem wzrosnąć do ok. 400 tys. Osoby te osiągają średni dochód w wysokości ok. 24 tys. zł rocznie. Od tej kwoty zapłacą do ZUS blisko ?5 tys. zł. Tyle szacunki na papierze. Jak mówią nam przedsiębiorcy, może się okazać, że wielu z nich (a także twórcy) będzie uciekać od nowego obciążenia. Mogą na przykład zakładać firmę w W. Brytanii – tamtejszy ZUS to ok. 60 zł miesięcznie. – Część firm przeniesie się do rajów podatkowych – mówi nam anonimowo osoba z branży wydawniczej. Część ucieknie też do szarej strefy.