Rzadko się zdarza, aby na niespełna dwa tygodnie przed wyborami szef kampanii wyborczej jakiegoś komitetu publicznie roztrząsał szanse i zagrożenia własnej formacji.
A to właśnie zrobił Janusz Palikot w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej", stwierdzając m.in., że marka Aleksandra Kwaśniewskiego warta jest 1–2 proc. głosów. Palikot przyznał, że były prezydent nadał powagi całemu przedsięwzięciu, jakim była budowa Europy Plus, i w roli patrona-legendy sprawdza się znakomicie, jednak „jego czas jako czynnego polityka już minął".
Wyrzucić lidera SD
Dostało się też szefowi Stronnictwa Demokratycznego Pawłowi Piskorskiemu, o którym Palikot powiedział, że postawił całą koalicję w trudnej sytuacji, bo odmówił pokazania dowodów na to, że Kongres Liberalno-Demokratyczny był finansowany przez niemiecką CDU. – Gdyby był członkiem Twojego Ruchu, to byśmy go usunęli z partii, ale on jest szefem partii koalicyjnej, więc nie mam takiej możliwości – oznajmił lubelski polityk.
Oba stwierdzenia musiały wywołać konsternację w Europie Plus. – Od pewnego czasu jestem zdumiony sposobem, w jakim Janusz Palikot prowadzi kampanię wyborczą, ale nie będę tego komentował przed wyborami, bo zależy mi na wyniku całej formacji – mówi Piskorski „Rz".
Z kolei europoseł Marek Siwiec, szef BBN za czasów prezydentury Kwaśniewskiego, a obecnie wiceprzewodniczący TR, powiedział, że nie zna badań, na podstawie których można by powiedzieć, ile jest warta marka byłego prezydenta. – Ale uważam, że jego udział w projekcie Europy Plus wzmacnia nasze szanse w wyborach – stwierdził Siwiec. Dodał, że analizowanie pojedynczych wypowiedzi Palikota wyrwanych z kontekstu nie ma sensu.