Rz: Czy w warszawskim wystąpieniu prezydenta Obamy odnalazł pan wątki szczególnie istotne z perspektywy Rumunii?
Titus Corlatean:
Oczywiście. Wizyta w Warszawie była sama w sobie symboliczna dla wszystkich państw Europy Środkowej i Wschodniej, także dla Rumunii. Wystąpienie prezydenta USA skierowane było przecież do narodów, które w 1989 r. wybrały demokrację, a także tożsamość europejską i euroatlantycką. To bardzo ważne, gdy dziś niektórzy – jak Rosja – przeciwstawiają się wolnemu wyborowi kolejnych narodów: Ukraińców, Mołdawian, Gruzinów, którzy także chcą integracji z Zachodem. Obserwując te starania, nietrudno dostrzec podobieństwa do naszej własnej sytuacji sprzed 25 lat.
Co spowodowało, że Polska i Rumunia wyraźnie zbliżyły w ostatnim okresie poglądy na współpracę na rzecz bezpieczeństwa regionalnego?
Wspólnota interesów między naszymi państwami jest znacznie dłuższa. Przypomnę, że obchodzimy właśnie nie tylko 95-lecie nawiązania stosunków dyplomatycznych między naszymi krajami, ale także 75-lecie przyjęcia w Rumunii polskich uchodźców w 1939 r. Udało się wtedy ocalić życie kilkuset tysięcy ludzi, a także zasoby polskiego Skarbu Państwa. Dzisiaj rzeczywiście jesteśmy bliskimi sojusznikami w ramach NATO, a dla obu naszych krajów współpraca transatlantycka stała się niezwykle istotna. Powodem jest między innymi to, że podzielamy tę samą wrażliwość odnośnie do naszego sąsiedztwa na wschodzie. Nie ukrywamy, że popieramy proeuropejskie dążenia Ukrainy i Mołdawii. Inną dziedziną, w której nasze poglądy są bardzo zbliżone, jest bezpieczeństwo energetyczne.