Nie możemy naginać nauki Kościoła - rozmowa z apb. Stanisławem Gądeckim

Za moment liberalne media zaczną nas przymuszać do wprowadzenia w Kościele kapłaństwa kobiet - mówi "Rzeczpospolitej" przewodniczący episkopatu Polski.

Aktualizacja: 30.10.2014 09:41 Publikacja: 30.10.2014 02:00

Abp Stanisław Gądecki

Abp Stanisław Gądecki

Foto: Fotorzepa/Łukasz Solski

Jak ocenia ksiądz ostateczny rezultat Synodu?

Abp Stanisław Gądecki: O ostatecznych rezultatach na razie nie można mówić, bo przed nami jeszcze druga część Synodu. Myślę, że równie ciekawa jak ta, w której uczestniczyłem teraz. Będziemy musieli jednak poczekać na posynodalną adhortację apostolską papieża Franciszka, bo to on zdecyduje co znajdzie się w tym dokumencie. On wybierze tematy, które pojawiały się w dyskusjach i je rozwinie.

Jaki kształt będzie miała ta adhortacja?

Dziś bardzo trudno to powiedzieć, bo mamy już przecież „Familiaris consortio" – adhortację Jana Pawła II po Synodzie w tej samej sprawie. Podkreślam jednak, o czym się nie pamięta, że Synod nie jest żadną władzą doktrynalną. Nie mówi się na nim, ani nie ustanawia się żadnych kwestii dogmatycznych – chociaż w tle one istnieją. Jest to przedsięwzięcie pastoralne dotyczące duszpasterstwa.

W tym wypadku rodzin.

Tak, i jeśli mogę mówić o jakimś zadowoleniu, to ten Synod, przynajmniej na dwóch płaszczyznach wzywa do włączenia w duszpasterstwo małżeństw i rodzin wszystkich warstw Kościoła. Mam tu na myśli duchowieństwo, zakonników, a także ludzi świeckich, przede wszystkim tych, którzy są obecni w różnych stowarzyszeniach prorodzinnych, także działających w innych stowarzyszeniach i ruchach kościelnych. Do tego duszpasterstwa muszą włączyć się wszystkie silne rodziny, które mimo trudności dają świadectwo swojej wiary. Te, które nie tylko trwają w nierozerwalnym małżeństwie, ale także po chrześcijańsku wychowują swoje dzieci. Te rodziny muszą mieć udział w dziele misyjnym Kościoła. Ich doświadczenie musi zostać wykorzystane.

W relacjach z Synodu, które do nas docierały ten aspekt, się nie pojawiał. Słyszeliśmy jedynie o rozwiedzionych i homoseksualistach.

To nie był Synod o homoseksualizmie ani też o rozwiedzionych. Był to Synod o małżeństwie i rodzinie będącej tak w sytuacji regularnej, jak i nieregularnej. Zainteresowanie medialne sprawiło, że punkt ciężkości już przed Synodem przeniósł się w kierunku tych dwóch punktów, które mediom liberalnym wydawały się interesujące. I faktycznie niewielu interesowało się Synodem, poza tymi dwoma punktami.

Odnosiliśmy jednak wrażenie, że biskupi dyskutują tylko o tym czy dopuścić do komunii rozwodników i co zrobić z osobami homoseksualnymi.

Nic bardziej mylnego. W odniesieniu do homoseksualistów ten Synod nie wprowadził nic nowego. Powiedział o szacunku dla każdego człowieka, a więc także dla homoseksualistów ze względu na ich ludzką godność. Powiedział też, że małżeństwo sakramentalne w żaden sposób nie może być porównywane ze związkiem dwóch osób tej samej płci. Powiedział wreszcie, że nie tylko dorośli mają swoje prawa, ale mają je także dzieci i ich prawa winny być bardziej eksponowane aniżeli prawa dorosłych. Bo dzieci są słabsze i nie są zdolne samodzielnie bronić swoich praw. Dziecko ma prawo do wychowania przez mamę i tatę w sposób komplementarny, gdzie aspekt uczuciowy oraz rozumowy łączą się ze sobą. To jest pełne wychowanie.

Niedawno na łamach jednej z gazet ukazał się spory artykuł o tym, że dzieci wychowywane związkach jednopłciowych są szczęśliwsze i w ogóle związki te są lepsze.

To jest część pewnej ideologii, która na całym świecie – nie tylko w Polsce – jest ludziom wciskana na siłę. W wielu krajach biednych dzieje się to w sposób podstępny przez udzielanie różnych kredytów pomocowych w zamian za zmiany prawa w tej materii.

I w relacji z Synodu napisano, że jest to nie do przyjęcia.

Ten punkt nie odbił się jednak szerokim echem, a powinien. Zwróciliśmy przecież uwagę na nieuczciwe formy promowania „małżeństw" tej samej płci. Posługując się nimi wprowadza się bowiem zmiany w mentalności i kulturze. Mają one daleko sięgające konsekwencje. Proszę zauważyć, że Synod stwierdził, że atak ideologiczny na rodzinę jest obecny w wielu krajach. To rozmazanie obrazu rodziny, pojmowanej jako związek mężczyzny i kobiety, i podważenie samych fundamentów społeczeństwa. To nie znalazło oddźwięku w relacjach medialnych, bo się nie podobało.

Faktycznie w auli synodalnej powstało pęknięcie między biskupami?

Zróżnicowanie głosów widać było także na Soborze Watykańskim II. Myślę nawet, że tam dyskusje były ostrzejsze, bo wówczas w dyskusji uczestniczyło ponad dwa tysiące osób. Zawsze jest tak, że pojawiają się jakieś grupy. Jedni są za tym, by utrzymać jakąś prawdę. Drudzy są za tym, by pójść w stronę jej rozmycia. Przez to powstaje wrażenie podziału. On zostanie zniwelowany przez ostateczną decyzję papieża. Proszę też zauważyć, że proponowane zmiany nie idą w kierunku Komunii św. dla każdego rozwiedzionego, tylko dla niektórych, którzy czują jakieś wyrzuty sumienia. Którzy mogliby odbyć drogę pokutną i pod ściśle określonymi warunkami przystępować do Komunii św.

Ale przecież dziś rozwiedzeni też mogą ją przyjmować...

Tak, ale są to osoby, które nie żyją w żadnych nowych związkach. One są świadkami wierności, która jest czasem heroiczna. I oni mogą Komunię Świętą przyjmować. W innej sytuacji są ludzie, którzy związali się z kolejnymi osobami. Dotychczasowe nauczanie Kościoła uniemożliwiało im przyjęcie Komunii św., o czym czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „W wielu krajach są obecnie liczni katolicy, którzy na podstawie prawa cywilnego decydują się na rozwód i zawierają cywilnie nowy związek. Kościół, będąc wierny słowom Jezusa Chrystusa: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo» (Mk 10, 11-12), nie może uznać nowego związku za ważny, jeśli ważne było pierwsze małżeństwo. Jeśli rozwiedzeni zawarli cywilnie drugi związek małżeński, znajdują się w sytuacji, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu. Dlatego nie mogą oni przystępować do Komunii eucharystycznej tak długo, jak długo trwa ta sytuacja. Z tego samego powodu nie mogą oni pełnić pewnych funkcji kościelnych. Pojednanie przez sakrament pokuty może być udzielane tylko tym, którzy żałują, że złamali znak Przymierza i wierności Chrystusowi, i zobowiązują się żyć w całkowitej wstrzemięźliwości" (1650).

Załóżmy, że niektórzy rozwiedzeni po odbyciu pokuty pod pewnymi warunkami mogliby otrzymać rozgrzeszenie i komunię. To jednak otwieranie furtki dla wszystkich rozwodników, którzy żyją w nowych związkach. Rozluźnianie dyscypliny.

I to wzbudza niepokój. Złudzeniem jest pogląd, że dzięki ustępstwom da się przyciągnąć ludzi do Kościoła. Mam wrażenie, że to jest ukłon w stronę sytuacji zastanej jaka ma miejsce np. w Niemczech. Tam od dawna ludzie się nie spowiadają a wszyscy idą do Komunii świętej. Wiem to z doświadczenia. Będąc na studiach często w wakacje zastępowałem proboszczów w niemieckich parafiach. W ciągu dwóch godzin sobotniego dyżurowania w konfesjonale spowiadała się jedna osoba, a czasem nie przychodził nikt. Dziś do kościołów w Niemczech przychodzi w niedzielę 10-11 proc. Zobowiązanych, a wszyscy idą do Komunii św. Być może przerażenie tą sytuacją sprawia, że tamtejsi biskupi zaczęli myśleć o jakiś formach pomocy, by tych ludzi podnieść na duchu, by skłonić ich do uczestnictwa w życiu Kościoła. Jestem przekonany, że rozluźnianie nauczania sprawi wrażenie, że w każdej innej materii możemy tak samo postąpić i to budzi moje poważne wątpliwości.

Za moment będziemy mówili o tym, że spowiedź jest do niczego niepotrzebna.

Pójdę dalej. Wkrótce pojawi się kwestia kapłaństwa kobiet, a ponieważ media liberalne są silne, to nie oglądając się na nauczanie Chrystusa i magisterium Kościoła będą nas przymuszać do takiej opcji.

Te osoby, które żyją w nowych związkach wciąż przecież uczestniczą w życiu Kościoła. W wielu polskich diecezjach działają np. duszpasterstwa dla osób niesakramentalnych.

To jest jedna z form, ale przecież mogą one uczestniczyć w każdej niedzielnej mszy świętej. Mogą przystępować do spowiedzi. Nie dostaną wprawdzie rozgrzeszenia, ale mogą uczestniczyć w komunii duchowej. To służy rozwijaniu ich życia duchowego. Są stymulowane do pracy nad sobą, do rozwoju duchowości i tego, by po chrześcijańsku wychowywać swoje dzieci.

Na Synodzie dyskutowano też o przyspieszeniu procedur stwierdzenia nieważności małżeństwa.

To problem prawno-kanoniczny. Są sytuacje, w których procesy trwają długo. W niektórych sprawach, gdy jedna ze stron nie chce zeznawać, nawet do 10 lat. Nie ma na to prostego rozwiązania. Zastanawiano się nad tym, co zrobić, gdy jedna ze stron uporczywie odmawia współpracy. Mówiono o ograniczeniu postępowania do jednej instancji. To mogłoby jednak sprawić wrażenie, że traktujemy małżeństwo niepoważnie. Przecież często jest tak, że nawet dwie instancje nie mogą ustalić jednoznacznego wyroku i odsyłają sprawę do Rzymu. Jak ma więc rozwiązać to jedna instancja? Były propozycje, by stwierdzenia nieważności przesunąć na drogę administracyjną, by biskup po wysłuchaniu doradców świeckich i duchownych decydował czy małżeństwo jest ważne czy nie. To też zostało podważone i odłożone do dalszego studium.

Dlaczego?

Bo biskup ma taką wiedzę prawniczą jaką wyniósł z seminarium czy kształcenia uniwersyteckiego. Nie wszyscy są prawnikami. Biskup nie jest specjalistą od prawa małżeńskiego. Przenoszenie na niego odpowiedzialności sądowej, to w pewnym sensie przekazanie sprawy osobie, która nie zawsze jest kompetentna w tych kwestiach. Wszyscy zgadzają się, że proces trzeba przyspieszyć. Ale nie bardzo wiadomo w jaki sposób.

Patrząc na statystyki, świadomość ludzi co do tego, że można wszcząć proces o stwierdzenie nieważności wzrasta. Przynajmniej w Polsce.

Faktycznie coraz więcej osób chce uregulować swoje sprawy z Bogiem. Jeśli jednak popatrzy się wnikliwie na te statystyki, to można zauważyć, że najwięcej spraw dotyczy tzw. psychicznej niezdolności do zawarcia małżeństwa. Swego czasu wymyślono taką przyczynę, którą da się w praktyce zastosować prawie do każdego człowieka. To otworzyło furtkę.

Niepokoi to księdza? Trzeba to zweryfikować?

Na pewno wymaga to refleksji. Sygnatura Apostolska upomina sądy – także w Polsce – że nie można rozstrzygać pozytywnie większości spraw w oparciu o psychiczną niezdolność. Trzeba większej powagi w podejściu do tej problematyki. Dziś do procesów coraz częściej włączają się świeccy adwokaci. W Polsce na szczęście są to ludzie dobrze przygotowani. Ale będąc w Rzymie słyszałem, że we Włoszech coraz częściej zdarzają się tacy, dla których nie liczy się prawda tylko zwycięstwo.

Wróćmy do rozwiedzionych. Po powrocie z Rzymu stwierdził ksiądz, że dyskusja na Synodzie poszła w taką stronę, że jednak jakiś krok w ich kierunku trzeba zrobić.

Trzeba rozważyć jak realnie można im pomóc. Przede wszystkim duszpastersko. Nie możemy kierować się jedynie współczuciem i naginać do niego nauczania Kościoła.

Dotarły do księdza głosy, że po tym jak zaprotestował ksiądz w sprawie projektu dokumentu końcowego, w którym pojawił się kontrowersyjny punkt dotyczący homoseksualnych, okrzyknięto księdza wielkim hamulcowym tego Synodu?

Tak, ale na szczęście nie wywarły one na mnie żadnego wrażenia.

Część publicystów była zdania, że nie zrozumiał ksiądz po co tam pojechał.

(śmiech) Na pewno nie pojechałem na Synod o homoseksualistach.

Mówił ksiądz, że Synod nie powiedział o homoseksualistach nic nowego...

W końcowej wersji dokumentu nie, ale w tej środkowej sporo. Ta wersja była bulwersująca. Zaczęto mówić o pewnych wartościach, które homoseksualni wnoszą w życie Kościoła.

A skąd się wzięła ta wersja?

Nie wiem. Wiem, że w Stanach Zjednoczonych wywołała burzę.

W Polsce też.

Ale, w żaden sposób nie odnosiło się to do naszej dyskusji. Nagle w dokumencie pojawiło się coś, co w auli synodalnej nigdy się nie pojawiło.

Dokument końcowy mówi, że osobom homoseksualnym należy się szacunek, i że nie powinny być dyskryminowane. W telewizji publicznej ma być puszczany spot o osobach innej orientacji. Już pojawiły się protesty. To nie są oznaki dyskryminacji tych osób?

Niezupełnie. Konstytucyjne prawa mają takie same jak wszyscy. Ale domaganie się szczególnych przywilejów nie jest zasadne. Ponieważ wyodrębnia pewną grupę, która potem stanie się celem ataków. Dlaczego przywileje mają przypadać jednym, a nie drugim? W konstytucji mówi się o ochronie wartości chrześcijańskich, ochronie rodziny, jako związku osób płci przeciwnej. To samo jest powtórzone w misji samej telewizji publicznej. Natomiast tego rodzaju spoty są rozmywaniem i uderzeniem w rodzinę. Nijak się to ma do chrześcijańskich wartości ani do umacnia rodziny. Za pieniądze publiczne promuje się coś co podważa stabilność społeczeństwu.

Potrzebne są specjalne grupy duszpasterskie dla homoseksualnych?

Te osoby spokojnie mogą się mieścić w duszpasterstwie zwyczajnym. Mogą przystępować do spowiedzi, komunii tak jak każdy inny człowiek. Nie można z nich tworzyć grupy wyodrębnionej i szczególnej. Na Synodzie powiedziano, że jakąś ścieżkę duszpasterstwa trzeba dla nich rozwinąć, bo są pośród nich ludzie, którzy cierpią z powodu swoich skłonności. Kościół ich nie odrzuca. Trzeba im wyjść naprzeciw, by odnalazły się w Kościele i zrozumiały np. dlaczego my domagamy się od osób po rozwodach tzw. białych małżeństw, a od nich życia w czystości.

Synod wskazał pewne punkty do dyskusji, która ma być kontynuowana w szerszym gronie za rok. W Polsce też będzie?

Naturalnie. Ona będzie toczyła się na poziomie Konferencji Episkopatu Polski i na pewno przeniesie się też na uniwersytety, wydziały teologiczne. Ale mam nadzieję, że zejdzie także na poziom diecezji i parafii. I że będą w niej uczestniczyły chrześcijańskie rodziny. Przede wszystkim jednak potrzebna jest gorliwa modlitwa do Ducha Świętego.

Będzie specjalne posiedzenie episkopatu na ten temat?

Przyszłoroczne posiedzenie, które odbędzie się w marcu w całości będzie temu poświęcone. Ja przedstawię relację z Synodu, potem specjalista dogmatyk przedstawi jak wygląda sprawa Komunii św. dla rozwiedzionych w nauczaniu Kościoła, drugi powie o komunii duchowej, trzeci specjalista o procesach kanonicznych. Temu wszystkiemu będzie towarzyszyć debata biskupów.

A szybciej nie można?

W listopadzie będziemy mieli rekolekcje na Jasnej Górze. Myślę, że tam te wątki pojawią się w rozmowach między biskupami. Ale skupieni będziemy na naszym własnym nawróceniu.

Jak ocenia ksiądz ostateczny rezultat Synodu?

Abp Stanisław Gądecki: O ostatecznych rezultatach na razie nie można mówić, bo przed nami jeszcze druga część Synodu. Myślę, że równie ciekawa jak ta, w której uczestniczyłem teraz. Będziemy musieli jednak poczekać na posynodalną adhortację apostolską papieża Franciszka, bo to on zdecyduje co znajdzie się w tym dokumencie. On wybierze tematy, które pojawiały się w dyskusjach i je rozwinie.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!