Suchej nitki na działaniach Państwowej Komisji Wyborczej nie zostawiają internauci, którzy opublikowali w sieci kod jednego z modułów systemu informatycznego wykorzystywanego do liczenia głosów. Podobną opinię wyraża Marek Małachowski, inżynier oprogramowania w firmie Manubia, który ten kod przeanalizował.
- Naprawdę jest bardzo amatorsko napisany. Profesjonalna firma nie powinna czegoś takiego oddać. To nie miałoby szans na zaliczenie na uczelni nawet - mówi "Rzeczpospolitej". Jego zdaniem ten system nie stanowi większego zagrożenia dla bezpieczeństwa wyborów, ale też go nie zwiększa. - On dawał po prostu iluzoryczne wrażenie, że korzystać mogą z niego tylko członkowie komisji - tłumaczy.
A to nie prawda, bo hasło dostępu mógł wygenerować każdy. - Wpływu to jednak większego na wiarygodność wyborów nie ma, bo po skorzystaniu z tego programu, zatwierdzić wyniki musi jeszcze przewodniczący komisji. I to on sprawdza, czy to co wypluwa program, jest prawdziwe - przyznaje. - Gorzej, jeśli jakaś postronna osoba dostanie się do komputera komisji, a przewodniczący tego nie zauważy - zastrzega Małachowski.
Dlatego zdaniem eksperta dobrze, że system nie zadziałał. - Dzięki temu obserwujemy dokładną weryfikację wszystkich wyników i wydruków. Szanse, że ktoś niepowołany mógł wprowadzić błędne dane się zmniejszyły - podkreśla Małachowski.
Wątpliwości wzbudza także cena systemy. Zdaniem specjalisty z firmy Manubia, 429 tys. zł, za jakie firma Nabino zgodziła się wykonać moduły, to bardzo niska kwota. - Zwłaszcza, że było na to zaledwie trzy miesiące, a taki system wymaga dużego profesjonalizmu - podkreśla specjalista inżynierii programowania.