W związku z przypadającą 1 sierpnia 79. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzecz o historii" w 2018 roku.
Dawne koszary 36. Pułku Piechoty Legii Akademickiej, położone przy ul. 11 Listopada, zajmowały rozległy teren ogrodzony dwumetrową siatką, zabezpieczony zasiekami i betonowymi bunkrami, w których umieszczono śmiercionośną broń – karabiny MG-42 oddające 1200–1500 strzałów na minutę. Obiekt strzeżony był dzień i noc, a załoga tej niemieckiej „twierdzy" liczyła co najmniej 1200 doskonale uzbrojonych żołnierzy. Na domiar złego 1 sierpnia 1944 r. tuż przed Godziną „W" koleją dowieziono tu ok. 20 czołgów typu Tygrys, prawdopodobnie z dywizji Hermann Göring. Oddziały powstańcze 4. rejonu 6. Obwodu AK Praga, których zadaniem było zdobycie koszar, były stosunkowo liczne, zmobilizowano ok. 840 ludzi. Jednak podobnie jak wszystkie pozostałe jednostki AK byli oni fatalnie uzbrojeni. Już same „tygrysy" miały wystarczającą siłę ognia, aby powstrzymać polski szturm. Powstańcy mieli atakować z cmentarza żydowskiego przez nasypy kolejowe. Pierwotny plan zakładał, że atak odbędzie się w nocy. Absurdalna decyzja dowództwa AK o przeprowadzeniu go o godz. 17, podobnie jak w całej Warszawie, sprawiła, że oddziały szturmowe były widoczne dla Niemców jak na dłoni. Dodatkowym utrudnieniem była konieczność przeniesienia broni z ul. Szwedzkiej na teren cmentarza. Już przed akcją było więc jasne, że zadanie jest niemal niewykonalne.