Politycy Sojuszu w ostatnich dniach na wyścigi opowiadają, że cieszą się, iż Bartosz Arłukowicz cztery lata temu odszedł z ich partii. Minister zdrowia stał się dla lewicy chłopcem do bicia. Nie dość, że słaby – słyszymy z ust polityków Sojuszu – to jeszcze pozbawiony lewicowej wrażliwości.
A powinni być mu wdzięczni, bo konflikt ministra z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego sprawił, iż media przestały się interesować smętną sytuacją w partii Leszka Millera, która nie jest w stanie wyłonić kandydata na prezydenta. To dzięki kłopotom Arłukowicza SLD przestał być grillowany przez media, które o tej partii mówiły głównie w kontekście rychłego zejścia ze sceny politycznej. Taki wizerunek mógłby zabić dużo silniejszą formację.
Dzięki niemu też odzyskali inicjatywę polityczną, bo jako pierwsi przypomnieli dokument z początku 2007 r., podpisany przez PO i Porozumienie Zielonogórskie, którego sygnatariusze zobowiązują się działać na rzecz dobra pacjentów. Zapowiedzieli ponadto, że zwrócą się do NIK o audyt umów w służbie zdrowia, aby było wiadomo, kiedy rozpoczęła się procedura przygotowania do kontraktowania usług medycznych. To działanie nie przysparza partii nowych zwolenników, ale przynajmniej tym starym nie pozwala myśleć, że formacja dała za wygraną i trzeba poszukać sobie nowej reprezentacji politycznej. W sytuacji SLD to już dużo.
Nie da się więc ukryć, że konflikt w służbie zdrowia spadł Sojuszowi jak z nieba, odsuwając go z linii medialnego strzału i dając czas na podjęcie środków zaradczych w obliczu kryzysu spowodowanego słabymi wynikami wyborów samorządowych. Politycy SLD robią dobrą minę do złej gry i przekonują, że wiadomości o śmierci ich formacji są mocno przesadzone, ale problemy partii są widoczne gołym okiem.
Sojusz ma szczątkowe struktury terenowe, w sejmikach wojewódzkich jest reprezentowany śladowo, nie ma dobrej prasy ani kandydata na prezydenta, a poza tym dorobił się wewnętrznej opozycji. Ten ostatni problem nie jest co prawda specjalnie groźny, bo buntownicy pod wodzą Grzegorza Napieralskiego są na razie w mniejszości i nie mają szans na zmianę lidera lub zmianę linii partii przed wyborami parlamentarnymi, ale taka sytuacja nigdy formacji nie służy. Kwestia kandydata na prezydenta z kolei zostanie rozstrzygnięta w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Prawdopodobnie 31 stycznia odbędzie się konwencja wyborcza inaugurująca kampanię kandydata SLD.