Rz: Jak pan ocenia propozycję ukraińskich władz wprowadzenia do Donbasu wojsk pokojowych?
Andriej Purgin: Problem polega na tym, że to Kijów nie chce pokoju w Donbasie i to właśnie do ukraińskiej stolicy powinny wkroczyć wojska pokojowe. Dzisiejszą Ukrainą rządzi partia wojny, która ciągle pragnie krwi.
Ale szef Ługańskiej Republiki Ludowej jeszcze przed spotkaniem w Mińsku mówił, że wojska pokojowe z Białorusi czy Kazachstanu byłyby do przyjęcia.
Gdy tuż po mińskich porozumieniach siły Ługańskiej Republiki Ludowej wycofały swoją ciężką broń z linii frontu, Płotnicki zwrócił się do Kijowa, by ukraińska armia wycofała też swoją. Tymczasem z Kijowa przyszła pisemna odmowa. Jak w takiej sytuacji można mówić o wprowadzeniu wojsk pokojowych, jeżeli ukraińskie władze świadomie eskalują konflikt? Nie wykluczono również, że Kijów nie kontroluje kilkudziesięciu swoich batalionów ochotniczych, które nie godzą się na zawieszenie broni. Gdyby ukraińskie władze do tego się przyznały, oznaczałoby to, że na Ukrainie powstaje coś podobnego do Państwa Islamskiego.
Czy to znaczy, że porozumienia z Mińsku utknęły w martwym punkcie?