„Do chwili obecnej nie znaleziono śladów ani nie stwierdzono faktów wskazujących na możliwość dokonania zamachu terrorystycznego na pokładzie samolotu" – poinformował rosyjski kontrwywiad FSB.
Lecący do Syrii samolot startował z podmoskiewskiego, wojskowego lotniska Czkałowskie, a międzylądowanie miał na lotnisku Soczi-Adler, nad Morzem Czarnym. Oba lotniska są pilnie strzeżone. Pierwsze, gdyż jest wojskowym lądowiskiem w stolicy kraju.
Drugie – gdyż w pobliżu Soczi swoją ulubioną rezydencję ma prezydent Putin, a wokół niej pojawiły się posiadłości innych wysokich urzędników rosyjskiego rządu i biznesmenów – wszyscy oni korzystają z lotniska, z którego wystartował Tu-154. Dodatkowo Soczi jest położone w pobliżu niespokojnych, kaukaskich rejonów, w których cały czas dochodzi do starć z grupami islamskiej partyzantki, na przykład w Kabardyno-Bałkarii. Prawdopodobnie dlatego natychmiast po katastrofie wszyscy w Rosji zaczęli mówić o możliwym zamachu.
„Obecnie rozpatrywane są cztery główne wersje przyczyn katastrofy. Wśród nich: przedostanie się do silnika przedmiotów z zewnątrz, złej jakości paliwo, które doprowadziło do utraty mocy silników, błąd pilotowania lub techniczna usterka samolotu" – poinformowała FSB.
Tuż po katastrofie jako jedną z głównych jej przyczyn wymieniano... ptaki, które mogły wpaść do silnika odrzutowca. Jak natomiast mogą wyglądać skutki użycia „złej jakości paliwa" do celów wojskowych, zaprezentował niedawno jedyny, rosyjski lotniskowiec „Admirał Kuzniecow". Przepływając w drodze do Syrii przez kanał La Manche, widowiskowo dymił jak XIX-wieczny parowiec, właśnie z powodu niewłaściwego paliwa.