Mieszkaniec wsi Grzędzice w woj. zachodniopomorskim Dariusz Z. (dane zmienione) zainstalował na swojej działce przydomową elektrownię wiatrową. Wichura zniszczyła jednak i wyrwała śmigła z dwóch masztów, rozrzucając je po okolicy.
Awarie wiatraków nie są czymś wyjątkowym. Najczęściej dochodzi do urwania łopat turbiny wiatrowej i do rozrzucenia ich fragmentów po znacznym nieraz terenie. Dlatego tak ważna jest lokalizacja tych urządzeń i przewidzenie możliwych zagrożeń.
Bezpośrednio po awarii do wójta gminy Stargard wpłynął wniosek mieszkańca Grzędzic, właściciela sąsiadującej nieruchomości, o przeprowadzenie kontroli i nakazanie natychmiastowego zaprzestania eksploatacji elektrowni. W czasie oględzin stwierdzono, że na działce stoją dwa maszty o wysokości 16 m, bez śmigieł. Dariusz Z. wyjaśnił, że przydomowe elektrownie służą tylko i wyłącznie celom bytowym. Obecnie nie działają wskutek awarii i nie zamierza ich ponownie eksploatować.
Wójt stwierdził, że skoro elektrownie nie działają, nie ma przedmiotu sporu. Umorzył więc postępowanie w sprawie wydania decyzji o ich negatywnym oddziaływaniu na środowisko.
Samorządowe kolegium odwoławcze, do którego odwołał się właściciel sąsiedniej działki, uchyliło decyzję wójta i przekazało mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. W opinii SKO czasowe uszkodzenie elektrowni i jej obecne unieruchomienie nie oznacza całkowitego zakończenia ich eksploatacji. Wójt powinien ustalić, jakie będzie ich oddziaływanie na środowisko po ponownym uruchomieniu, również w razie awarii, m.in. wyrwania śmigieł i ich rozpadu po okolicy.