Coraz częściej sądy administracyjne orzekają, że nie wolno wykorzystywać dostępu do informacji publicznej do prowadzenia prywatnych wojenek oraz pieniactwa. Brakuje bowiem przepisów, które blokowałyby tego typu praktyki.
To zwykłe nękanie
Niedawno w tej sprawie orzekał Wojewódzki Sąd Administracyjny w Kielcach. Oddalił on skargę mieszkanki jednej z podkieleckich gmin. Kobieta wystąpiła z wnioskiem do dyrektora powiatowego urzędu pracy o udostępnienie m.in. listy obecności dyrektora PUP, jego zastępcy i głównego księgowego za okres od 24 marca do 28 listopada 2018 r., ewidencji wyjść służbowych i prywatnych w tym okresie, które znajdują się w sekretariacie PUP. Dyrektor odmówił. Uznał, że wniosek stanowi nadużycie prawa do dostępu do informacji publicznej. Podniósł, że kobieta złożyła już 17 wniosków, a zaczęła je składać po tym, jak z powodu niedotrzymania warunków umowy rozwiązał z jej matką (reprezentowaną przez skarżącą) umowę o refundacji kosztów wyposażenia stanowisk pracy. Jego zdaniem wnioski skarżącej nie są podyktowane troską o dobro publiczne, tylko chęcią szykanowania w ten sposób pracowników PUP.
Czytaj też: Będą utrudnienia dla pieniaczy
Prywatna wojenka
Podobnego zdania jak PUP był kielecki WSA, do którego trafiła skarga. Według niego z akt sprawy wynika, że wniosek obiektywnie nie służy jakiemukolwiek dobru powszechnemu. Nie prowadzi do poprawy funkcjonowania urzędu, ale ma stanowić dla niego dokuczliwość. Postępowanie skarżącej prowadzi wręcz do zagrożenia wynikającego z art. 61 ust. 1 Konstytucji RP prawa do informacji osób, które chcą z niego korzystać zgodnie z jego istotą. Absorbuje ona bowiem PUP, jego siły i środki, co może opóźniać załatwianie wniosków niestanowiących nadużycia prawa. Niewątpliwie między skarżącą a PUP jest konflikt wynikający z rozwiązania umowy refundacyjnej. Prawo do informacji publicznej nie może jednak służyć do zaspokajania indywidualnych potrzeb wnioskodawcy.
Wyrok nie dziwi prawników.