Reklama

List żelazny, czyli wolność pod warunkiem

Posiadacz listu żelaznego może wrócić do kraju, by na wolności złożyć zeznania. Sądy rzadko jednak decydują się na udzielanie podejrzanym takich gwarancji

Aktualizacja: 14.03.2008 08:33 Publikacja: 14.03.2008 00:20

Ścigany o oszustwa podatkowe i wyłudzanie VAT Piotr Misztal, były poseł Samoobrony, zapowiada, że przyjedzie do Polski na przesłuchanie, jeżeli dostanie list żelazny. Z takiego dobrodziejstwa w przeszłości korzystali już podejrzani. Czasem w zamian musieli wpłacić spore kaucje. Najsłynniejszym posiadaczem takiego listu był znany polski bokser Andrzej Gołota. O jego wydanie zwrócił się też były senator Henryk Stokłosa.

Po co podejrzanemu taki list? Najkrócej mówiąc, gwarantuje mu tymczasową wolność (nie wolno go aresztować ani zatrzymać). Zanim go dostanie, musi złożyć pisemne oświadczenie, że stawi się do sądu lub prokuratora pod warunkiem odpowiadania z wolnej stopy.

List żelazny (popularnie nazywa się go glejtem) to specjalny dokument zapewniający podejrzanemu wolność do czasu prawomocnego zakończenia postępowania – mówi „Rz” prof. Zbigniew Hołda z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest środkiem przymusu mającym podobne cele jak środki zapobiegawcze. Dopiero kiedy zapadnie wyrok skazujący, posiadacz glejtu może trafić do aresztu.

Wolność, którą ten gwarantuje, nie jest jednak bezwzględna. Korzystający z tego dobrodziejstwa musi spełnić kilka warunków. Ma obowiązek się stawić w wyznaczonym przez sąd (a w postępowaniu przygotowawczym również przez prokuratora) terminie i nie wolno mu bez pozwolenia wyjechać z kraju. Nie może nakłaniać świadków do fałszywych zeznań ani zacierać śladów. Jeżeli złamie warunki, straci list i wszelkie związane z nim korzyści (sąd orzeknie o jego odwołaniu).

Wydanie glejtu można uzależnić od złożenia poręczenia majątkowego (taki warunek musi się znaleźć w treści listu). W razie jego odwołania kwota poręczenia ulega przepadkowi lub ściągnięciu.

Reklama
Reklama

Decyzję w sprawach o udzielenie takiej gwarancji sąd podejmuje w formie postanowienia.

Ze statystyk dotyczących przyznawanych przez sądy listów żelaznych od razu widać, że są one rzadkością w naszym wymiarze sprawiedliwości. Kilkanaście takich listów rocznie w skali całego kraju. Dlaczego tak mało?

– To nie sąd z urzędu decyduje o przyznaniu listu – tłumaczy sędzia Marek Celej, który w ciągu 24-letniej kariery sędziowskiej przyznał go zaledwie dwa razy. W największym w Polsce wydziale karnym rocznie wydaje się dwa, góra trzy. – Sądy niechętnie stosują list żelazny – twierdzi z kolei prof. Piotr Kruszyński. Przyznaje, że ten środek przymusu w Polsce jest mało popularny, choć on sam nie rozumie, dlaczego tak jest. Glejt przynosi obustronne korzyści. Państwu – bo oskarżony zostanie osądzony, a jemu samemu – bo zapewnia wolność.

O przyznanie takiego listu musi się zwrócić sam oskarżony (podejrzany) przebywający za granicą (bez względu na to, czy przebywa tam stale, czy jedynie przejściowo).

Glejt nie może jednak dotyczyć oskarżonego, w którego sprawie został złożony wniosek o ekstradycję

(bo w takim wypadku pada wniosek o tymczasowe aresztowanie).

Reklama
Reklama

Dlaczego oskarżeni tak rzadko występują o list żelazny?

– Najwyraźniej nie zależy im na tym, by wrócić do kraju i oczyścić się ze stawianych zarzutów – twierdzi sędzia Marek Celej. Dodaje, że organy ścigania, jeśli będą chciały ściągnąć podejrzanego do kraju, mają na to swoje sposoby (ekstradycja bądź europejski nakaz aresztowania).

- Listopad 1996 r. – bokser Andrzej Gołota wraca do Polski, by odpowiadać w procesie o pobicie i sterroryzowanie pistoletem gazowym gościa jednej z wrocławskich restauracji.

- Grudzień 2000 r. – Sąd Rejonowy w Olsztynie wydał list żelazny Andrzejowi D., prezesowi firmy Evita z Biskupca. Warunkiem była wpłata kaucji w wysokości 300 tys zł. D. był oskarżony o wyłudzenie od Skarbu Państwa 18 mln zł.

- Styczeń 2007 r. – Ali U., Albańczyk z Macedonii, uważany przez CBŚ za człowieka bałkańskich nakrogangów, przyjeżdża do Polski, by usłyszeć zarzuty dotyczące handlu narkotykami.

- Październik 2007 r. – były senator Henryk Stokłosa po raz drugi stara się o list żelazny (pierwszy raz w kwietniu tegoż roku), ale go nie dostaje. Stokłosa jest podejrzany o korumpowanie urzędników Ministerstwa Finansów.

Reklama
Reklama

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.lukaszewicz@rp.pl

Ścigany o oszustwa podatkowe i wyłudzanie VAT Piotr Misztal, były poseł Samoobrony, zapowiada, że przyjedzie do Polski na przesłuchanie, jeżeli dostanie list żelazny. Z takiego dobrodziejstwa w przeszłości korzystali już podejrzani. Czasem w zamian musieli wpłacić spore kaucje. Najsłynniejszym posiadaczem takiego listu był znany polski bokser Andrzej Gołota. O jego wydanie zwrócił się też były senator Henryk Stokłosa.

Po co podejrzanemu taki list? Najkrócej mówiąc, gwarantuje mu tymczasową wolność (nie wolno go aresztować ani zatrzymać). Zanim go dostanie, musi złożyć pisemne oświadczenie, że stawi się do sądu lub prokuratora pod warunkiem odpowiadania z wolnej stopy.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Prawo drogowe
Kiedy na skrzyżowaniu działa zasada „prawej ręki"? Sąd rozstrzygnął spór
Podatki
Nie zgłosiłeś spadku po rodzinie? Będzie szansa na uniknięcie podatku
Dobra osobiste
„Obcieram i idę dalej”. Prof. Andrzej Zoll odpowiedział Jarosławowi Kaczyńskiemu
Praca, Emerytury i renty
Co się dzieje z emeryturą po śmierci? Jakie prawa ma rodzina? ZUS wyjaśnia
Spadki i darowizny
Ile razy można zmienić testament notarialny i w jakim trybie? Zasady są jasne
Reklama
Reklama