Ścigany o oszustwa podatkowe i wyłudzanie VAT Piotr Misztal, były poseł Samoobrony, zapowiada, że przyjedzie do Polski na przesłuchanie, jeżeli dostanie list żelazny. Z takiego dobrodziejstwa w przeszłości korzystali już podejrzani. Czasem w zamian musieli wpłacić spore kaucje. Najsłynniejszym posiadaczem takiego listu był znany polski bokser Andrzej Gołota. O jego wydanie zwrócił się też były senator Henryk Stokłosa.
Po co podejrzanemu taki list? Najkrócej mówiąc, gwarantuje mu tymczasową wolność (nie wolno go aresztować ani zatrzymać). Zanim go dostanie, musi złożyć pisemne oświadczenie, że stawi się do sądu lub prokuratora pod warunkiem odpowiadania z wolnej stopy.
– List żelazny (popularnie nazywa się go glejtem) to specjalny dokument zapewniający podejrzanemu wolność do czasu prawomocnego zakończenia postępowania – mówi „Rz” prof. Zbigniew Hołda z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest środkiem przymusu mającym podobne cele jak środki zapobiegawcze. Dopiero kiedy zapadnie wyrok skazujący, posiadacz glejtu może trafić do aresztu.
Wolność, którą ten gwarantuje, nie jest jednak bezwzględna. Korzystający z tego dobrodziejstwa musi spełnić kilka warunków. Ma obowiązek się stawić w wyznaczonym przez sąd (a w postępowaniu przygotowawczym również przez prokuratora) terminie i nie wolno mu bez pozwolenia wyjechać z kraju. Nie może nakłaniać świadków do fałszywych zeznań ani zacierać śladów. Jeżeli złamie warunki, straci list i wszelkie związane z nim korzyści (sąd orzeknie o jego odwołaniu).
Wydanie glejtu można uzależnić od złożenia poręczenia majątkowego (taki warunek musi się znaleźć w treści listu). W razie jego odwołania kwota poręczenia ulega przepadkowi lub ściągnięciu.