- Często strony przeciwne ponoszą emocje na rozprawie?
Oj, tak. Ludziom często puszczają nerwy w sądzie, zwłaszcza na rozprawach dotyczących podziału majątku, sprawach spadkowych i rodzinnych. Nawet bliskie osoby potrafią ostro skakać sobie do oczu. Nierzadko też sam adwokat czy radca prawny nie jest w stanie zapanować nad swoim klientem. Pamiętam taką sytuację, kiedy adwokat, zaczął ściągać z siebie togę, proponując swojemu klientowi, że może ją założy i będzie adwokatem w swojej sprawie. Nie dał mu bowiem dojść do głosu, ciągle przerywał.
- W jaki sposób dyscyplinuje Pan skaczących sobie do oczu ludzi?
Jeszcze kilka lat temu służyła do tego ręka, wystarczyło uderzyć w nią w stół i po kłopocie. Później do sądów wprowadzono młotek, taki jak jest w sądach amerykański, i teraz nim walę w stół. Nie korzystam jednak z niego zbyt często. Najbardziej skutecznym straszakiem jest jednak groźba nałożenia grzywny, może ona wynieść nawet 5 tys. zł , nikt więc nie chce jej płacić, bo to spora kwota. Dlatego wystarczy tylko o niej wspomnieć i skutecznie studzi to emocje. Raz nawet strona symulowała omdlenie, by uniknąć jej płacenia. Bywa i tak, że trzeba zarządzić przerwę.
- A sami prawnicy trzymają nerwy na wodzy?