Wyrok Sądu Najwyższego rozprawia się ze zbyt formalnym rozumieniem kontradyktoryjności.
Wnuki Stanisława S., który wydziedziczył córki, a gospodarstwo rolne na Kujawach zapisał sąsiadowi, upomniały się o zachowek. Sąd rejonowy oddalił żądanie, bo wskazanej szacunkowej wartości gospodarstwa nie poparli dowodami. W szczególności ich adwokat nie wystąpił o powołanie biegłego, tymczasem pozwany zanegował tę wartość.
Zgodnie z art. 232 kodeksu postępowania cywilnego to strony są obowiązane wskazywać dowody na stwierdzenie faktów, z których wywodzą skutki prawne. Sąd może jednak dopuścić dowód niewskazany przez stronę. Co więcej, rozbudowany w maju 2012 r. art. 212 k.p.c. nakazuje mu poprzez zadawanie pytań na rozprawie dążyć do tego, by strony przytoczyły lub uzupełniły twierdzenia lub dowody na ich poparcie oraz udzieliły wyjaśnień koniecznych do ustalenia podstawy faktycznej dochodzonych roszczeń.
Niemała część sędziów uważa, że z zasady kontradyktoryjności procesu (co znaczy, że sąd wydaje wyrok na podstawie tego, co same strony wyłożą) wynika zakaz aktywności dowodowej sądu.
Rozpatrując apelację, Sąd Okręgowy we Włocławku postanowił zapytać SN, jak w takiej sytuacji sąd ma się zachować, czy musi dopuścić z urzędu niezbędny do rozstrzygnięcia dowód z opinii biegłego, nawet gdy strony były reprezentowane przez fachowych pełnomocników.