Prof. Kamiński o zbrodniach hitlerowskich: wnuk „krwiożerczego ludojada” w Strasburgu

Zbrodnie hitlerowskie stały się częścią współczesnej pamięci. Inaczej jest, niestety, ze zbrodniami Stalina – ubolewa profesor Ireneusz C. Kamiński.

Publikacja: 21.02.2015 14:00

Prof. Kamiński o zbrodniach hitlerowskich: wnuk „krwiożerczego ludojada” w Strasburgu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Konkluzja wydanej 9 grudnia 2014 r. (a ogłoszonej 15 stycznia 2015 r.) decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (Trybunał) w sprawie skargi wniesionej przez Jewgenija Jakowlewicza Dżugaszwilego (Yevgeniy Yakovlevich Dzhugashvili przeciwko Rosji, skarga nr 41123/10) była oczywista. Lektura uzasadnienia i język orzeczenia budzą jednak nie tylko zdziwienie, ale wręcz sprzeciw.

Skalany honor dziadka

Skarżący to wnuk Józefa Stalina, a syn Jakowa, urodzonego 1907 r. i zmarłego samobójczą śmiercią w 1943 r. w obozie w Sachsenhausen po rzuceniu się na ogrodzenie z drutów pod napięciem. Postanowił wystąpić w obronie honoru swojego dziadka, gdy opozycyjna „Nowaja Gazieta" opublikowała 22 kwietnia 2009 r. w specjalnym dodatku historycznym artykuł o zbrodni katyńskiej. Autorem tekstu był Anatolij Jabłokow, były prokurator Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej odpowiedzialny za podjęte w 1990 r. rosyjskie śledztwo katyńskie. Jako główny śledczy Jabłokow zaproponował w 1994 r., by postępowanie umorzyć ze względu na śmierć winnych. Jednocześnie uznał, że masowy mord popełniony wiosną 1940 r. na niemal 22 tysiącach polskich obywateli należy zakwalifikować – odwołując się do Karty Trybunału Norymberskiego i prawa międzynarodowego – jako zbrodnię przeciwko pokojowi, zbrodnię wojenną, zbrodnię przeciwko ludzkości, a nawet ludobójstwo. Zakończyło się to odsunięciem prokuratora od śledztwa, a następnie jego odejściem z prokuratury. Dzisiaj Jabłokow pracuje jako adwokat w Moskwie.

W artykule z 2009 r. Jabłokow przypomniał, że do zbrodni katyńskiej doszło w następstwie decyzji Biura Politycznego sowieckiej partii komunistycznej, najwyższego organu państwa, na którego czele stał Stalin. Sprawcy nigdy nie ponieśli odpowiedzialności za „wyjątkowo poważną zbrodnię". Dyktatora nazwano w artykule m.in. „krwiożerczym ludojadem". Użyte sformułowania Dżugaszwili uznał za zniesławiające i znieważające. Wystąpił z pozwem przeciwko dziennikowi i autorowi tekstu, żądając łącznie 10 mln rubli (co stanowiło wówczas równowartość miliona złotych).

Rosyjskie sądy oddaliły pozew. Uznały, że kwestionowane określenia nie są twierdzeniami o faktach, lecz stanowią osobistą opinię autora o „złożonych i pełnych sprzeczności wydarzeniach sowieckiej historii, różnie interpretowanej przez strony". W sporze padły „trudne do pogodzenia i gorące, lecz subiektywne oceny" dotyczące roli Stalina. Zdaniem Dżugaszwilego dokonania jego dziadka były pozytywne dla społeczeństwa, według gazety – negatywne. Sąd nie może jednak rozstrzygać, „które opinie są ważniejsze i lepiej uzasadnione". Określenia takie jak „krwiożerczy ludojad" stanowiły natomiast metaforę i stylistyczną figurę.

Prawo do dobrej pamięci

Orzekając jako siedmioosobowa izba, Trybunał jednomyślnie uznał skargę za w oczywisty sposób nieuzasadnioną, a przez to niedopuszczalną. Zarzuty analizowano w świetle art. 8 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (konwencja), dotyczącego prawa do życia rodzinnego i prywatnego. Dobre imię (honor, cześć) jest elementem prywatności (życia prywatnego). Zgodnie jednak z utrwalonym orzecznictwem Trybunału uprawnienia chronione na mocy art. 8 mają charakter osobisty i nie podlegają przekazaniu, czy też przejęciu przez innych członków rodziny (Sanles Sanles przeciwko Hiszpanii, decyzja z 26 października 2000 r., nr skargi 48335/99, ECHR 2000-XI). Oznaczało to, że Jewgenij Dżugaszwili nie mógł kołatać do strasburskiego Trybunału w obronie dobrego imienia swojego zmarłego dziadka, lecz jedynie swoich interesów, rzekomo naruszonych przez publikację.

Przyjęto zatem, że w pewnych okolicznościach wypowiedź odnosząca się do nieżyjącej osoby może wkraczać w sferę dóbr jego bliskich krewnych (można to nazwać prawem do dobrej pamięci). Taki standard został wypracowany przez Trybunał w niedawnym wyroku Putistin przeciwko Ukrainie (wyrok z 21 listopada 2013 r., skarga nr 16882/03). Orzeczenie to dotyczyło publikacji prasowych, w których sugerowano, że ojciec skarżącego Michaił Putistin – piłkarz i uczestnik rozegranego w 1942 r. tzw. meczu śmierci – mógł być współpracownikiem gestapo (mecz został rozegrany między piłkarzami przedwojennego klubu FC Dynamo Kijów a drużyną złożoną z członków Luftwaffe; zakończył się zwycięstwem Ukraińców 5:3; członków zwycięskiej drużyny zesłano następnie do obozu koncentracyjnego, gdzie czterech zamordowano).

Trybunał wskazał, że „nie jest gotowy, by dostrzec podobieństwo" między skargą Putistina i Dżugaszwilego. Należy bowiem odróżnić zniesławiające słowa dotykające zmarłej osoby prywatną i „uzasadnioną krytykę osoby publicznej, która pełniąc przywódcze funkcje, wystawia się na publiczną krytykę" (§ 30). Artykuł Jabłokowa dotyczył domniemanej odpowiedzialności sowieckich przywódców; był więc elementem publicznej debaty wokół wydarzeń katyńskich (Katyń events). Historyczne wydarzenia związane z losem wielu osób, a także odpowiedzialność za nie historycznych postaci rodzą publiczną krytyczną debatę, która ma ogólne znaczenie społeczne (§ 31). W takiej debacie trzeba równoważyć prawo do ochrony prywatności (dobrego imienia) i wolność słowa, a więc dwa prawa, do których odnoszą się odpowiednio art. 8 i 10 konwencji. Wolność słowa ma służyć poszukiwaniu prawdy. Rolą strasburskiego Trybunału nie jest jednak rozstrzyganie historycznych zagadnień, które stanowią przedmiot dyskusji między historykami (§ 32). Trybunał powołał się w tym miejscu na swój wyrok Chauvy i inni przeciwko Francji, który dotyczył publikacji rekonstruującej okoliczności aresztowania Jeana Moulina, przywódcy francuskiego ruchu oporu (wyrok z 29 czerwca 2004 r., skarga nr 64915/01, ECHR 2004-VI).

W ocenie Trybunału rosyjskie sądy znalazły adekwatną równowagę między ochroną prywatności a swobodą wypowiedzi. Odwołały się do strasburskich standardów, zauważyły ważność wolnej debaty o wydarzeniu mającym olbrzymie znaczenie publiczne oraz polityczną rolę Stalina, która wystawia go na szeroką krytykę. Skargę wnuka generalissimusa należało więc uznać za nieuzasadnioną.

Chcieli, by usłyszano

Zazwyczaj skargi w oczywisty sposób nieuzasadnione kończą swój żywot w Strasburgu w drodze decyzji o niedopuszczalności podejmowanej przez pojedynczego sędziego lub komitet złożony z trzech sędziów. Rzadko trafiają do nobliwego składu siedmioosobowej izby. Jeżeli skarga ma coś na rzeczy, jest komunikowana państwu, którego dotyczy. Pytania zadawane stronom sporu w dokumencie komunikacyjnym dotykają zarówno dopuszczalności, jak i zasadności skargi.

Po otrzymaniu odpowiedzi stron na zakomunikowaną wcześniej skargę izba może oczywiście uznać, że skarga jest niedopuszczalna i zakończyć postępowanie w drodze decyzji (postanowienia). Decyzja w sprawie skargi Dżugaszwilego należy jednak do tych bardzo rzadkich przypadków, gdy mimo iż skarga nie została zakomunikowana, odrzuca ją „duży" strasburski skład – izba. Inaczej mówiąc, Strasburg zdaje sobie od samego początku sprawę z niedopuszczalności skargi, ale postanawia to oznajmić mocnym głosem siedmiu sędziów. Dzieje się tak, gdy dostrzega ważność zagadnienia prawnego znajdującego się w tle danej skargi, a czasami i szczególny wymiar samej skargi, dotyczącej jakiejś gorącej kwestii, niekoniecznie wyłącznie prawnej. W 2013 r. Trybunał jako izba postanowił więc odrzucić jako niedopuszczalne 1628 skarg związanych z obniżeniem świadczeń emerytalnych byłym funkcjonariuszom komunistycznych służb specjalnych (Cichopek i inni przeciwko Polsce, decyzja z 14 maja 2013 r., liczne numery skarg). Określił też wtedy kształt strasburskiego standardu dotyczący specyficznej, a i gorącej kwestii. Podobnie postąpiono w sprawie Dżugaszwilego. Oba rozstrzygnięcia – będące „tylko" decyzją, a nie wyrokiem – zostały zawczasu zapowiedziane w komunikatach prasowych Trybunału, co sprzyjało ich zauważeniu, omawianiu i komentowaniu.

Strasburska wpadka

Moja satysfakcja związana z wydaniem w sprawie Dżugaszwilego „aż przez izbę" jednomyślnego orzeczenia o niedopuszczalności ogranicza się do tej tylko okoliczności. Całkowicie nie zgadzam się natomiast z uzasadnieniem decyzji, odwołującym się do równoważenia prawa do prywatności i swobody wypowiedzi. Aby uzasadnić moją krytyczną ocenę, skonstruuję pewną hipotezę.

Wyobraźmy sobie, że Adolf Hitler ma wnuka, który mocno jest przywiązany do swego antenata. Ów wnuk uważa, że nie dochodziło do masowych zbrodni w obozach koncentracyjnych, a nawet jeśli miały one miejsce, to dziadek Adolf nic o nich wiedział. Dramatyczna prawda została ukryta przed przywódcą Trzeciej Rzeszy, a plan mordów stworzył zły i perfidny Heinrich Himmler. Dlatego wnuk postanawia zareagować na publikację, której autor wskazuje na odpowiedzialność Führera, a dodatkowo nazywa go krwiożerczym ludojadem. Nie uzyskawszy satysfakcji w krajowych sądach, wnuk idzie ze skargą do Strasburga.

Nie sądzę, by odrzucając taką skargę wnuka Hitlera, Trybunał powtórzył, że należy znaleźć adekwatną równowagę między ochroną prywatności (dobrego imienia) i swobodą wypowiedzi, biorąc oczywiście mocno pod uwagę publiczną rolę danej osoby i akcentując uprawnienie do krytyki. Nie sądzę, by wskazał, że obie strony sporu (wnuk i autor publikacji) miały i mieć mogły różne poglądy dotyczące historycznej postaci. Nie sądzę wreszcie, byśmy usłyszeli, że sąd – w tym Trybunał – nie jest miejscem rozstrzygania, który z poglądów wchodzących z sobą w konflikt jest zasadny.

„Nie" dla negowania zbrodni systemu

Orzekając w przeszłości w sprawach dotyczących wypowiedzi negujących zbrodnie nazistowskie, Trybunał wskazywał, że takie wypowiedzi kwestionowały ustalone historyczne fakty. Ta okoliczność była kluczowa dla akceptacji krajowej sankcji, nawet jeśli kara była niezwykle surowa, opiewając na kilkuletnie więzienie (np. Nachtmann przeciwko Austrii, decyzja z 9 września 1998 r., skarga nr 36773/97; Walendy przeciwko Niemcom, decyzja z 11 stycznia 1995 r., skarga nr 21128/93). Nie wymagano, by dodatkowo negacjonistyczna wypowiedź wynikała z nazistowskiej intencji. W późniejszych sprawach wskazywano również, że wypowiedź negująca lub usprawiedliwiająca zbrodnie wojenne bądź przeciwko ludzkości pozostaje w sprzeczności z wartościami założycielskimi konwencji (Witzch przeciwko Niemcom, decyzja z 13 grudnia 2005 r., skarga nr 7485/03). Są wreszcie i takie orzeczenia, w których Trybunał uznawał, że do negacjonistycznej wypowiedzi – traktowanej jako nadużycie prawa – w ogóle nie mają zastosowania konwencyjne gwarancje dotyczące wolności słowa (Garaudy przeciwko Francji, decyzja z 24 czerwca 2003 r., skarga nr 65831/01, ECHR 2003-IX).

W każdym z powyżej wskazanych podejść Trybunał nie traktował wypowiedzi negacjonistycznej jako tak samo dopuszczalnego, a tym bardziej równorzędnego poglądu, dla którego w publicznej debacie jest takie samo miejsce jak dla innych stanowisk. Tę optykę należy też przyjąć i wówczas, gdy podejmowane działanie prawne jest konsekwencją negowania historycznych ustaleń odnoszących się do zbrodni prawa międzynarodowego.

Tak jak negowanie Holokaustu

Jewgenij Dżugaszwili wystąpił z pozwem w Rosji, a następnie starał się kwestionować w Strasburgu niekorzystne dla siebie krajowe wyroki, bo uważa, że zbrodni katyńskiej nie dokonał Związek Sowiecki, lecz Niemcy. Kwestionuje więc – wpisując się w niemały w dzisiejszej Rosji nurt – ustalone przez historyków fakty oraz autentyczność dokumentów, w tym kluczowej dla zbrodni decyzji Biura Politycznego z 5 marca 1940 r., noszącej podpisy wszystkich jego członków, wśród nich Stalina. Kierując się podobną motywacją, wnuk generalissimusa chciał zresztą już wcześniej przystąpić do strasburskiego postępowania dotyczącego skargi katyńskiej (Janowiec i inni przeciwko Rosji, skargi nr 55508/07 i 29520/09). Trybunał odrzucił wtedy jego wniosek.

Z lektury wyroku w sprawie Dżugaszwilego możemy odnieść pośrednio niedobre wrażenie, że negacjonistyczne stanowisko wnuka Stalina to dopuszczalny pogląd, od którego oceny (zasadności) sędziowie powinni się powstrzymać. To strasburskie dictum traktuję jako niezamierzoną wpadkę. Ale takiej wpadki na pewno nie byłoby w przypadku skargi wnuka Hitlera. Zbrodnie hitlerowskie stały się częścią współczesnej pamięci. Inaczej jest, niestety, ze zbrodniami stalinowskimi.

Podczas postępowania dotyczącego skargi katyńskiej reprezentanci rosyjskiego rządu konsekwentnie nazywali – tak w pismach procesowych, jak i w wystąpieniach na rozprawie – zbrodnię katyńską zdarzeniami katyńskimi (Katyń events). Uważaliśmy je, wyraźnie to oznajmiając, za obraźliwe. Referując wtedy stanowisko Rosji, Trybunał starannie brał to sformułowanie zawsze w cudzysłów. W wyroku w sprawie Dżugaszwilego słowa „zdarzenia katyńskie" zostały natomiast użyte w wyroku przez sam Trybunał. Można powiedzieć, że to drobiazg, jednak przykry. Jestem pewien, że strasburscy sędziowie nigdy nie użyliby bowiem takiego określenia jak „zdarzenia oświęcimskie" (Auschwitz events).

Autor jest profesorem prawa w Instytucie Nauk Prawnych PAN oraz sędzią ad hoc w Europejskim Trybunale Praw Człowieka

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"