Śledztwo z zawiadomienia Arkadiusza K. w sprawie o 300 tys. zł trwało aż pięć lat. Według wyjaśnień Arkadiusza K., prowadzącego handel sprzętem AGD i RTV, miał je zapłacić hurtowni za towar, którego mu nie dostarczono. Hurtownia twierdziła, że Arkadiusz K. towar odebrał. Jak było naprawdę, nie ustalono. Mimo kilkakrotnego wznawiania śledztwo umorzono.
Arkadiusz K. opowiada, że z powodu tych pieniędzy musiał zlikwidować działalność gospodarczą i stał się bezrobotny. W jego ocenie prokuratura popełniła wiele błędów. Wyliczył je w pismach do Biura Prokuratury Generalnej. W piśmie z 2013 r. zwrócił się o podanie przepisów, na podstawie których doszło, jak twierdził, do błędów i uchybień w śledztwie. W odpowiedziach prokuratorzy przyznawali mu niejednokrotnie rację, potwierdzały ją też kolejne wznowienia postępowania. Konkluzja jednak brzmiała: nie stwierdzono przekroczenia uprawnień prokuratora.
Arkadiusz K. złożył więc skargę do WSA w Warszawie. Chciał, żeby sąd zobowiązał prokuratora generalnego, w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, do wskazania podstaw prawnych czynności podległych mu prokuratorów. Uchybienia Arkadiusz K. wyliczył w 45 punktach.
Oddalając skargę, WSA stwierdził, że żądane wyjaśnienia nie są informacją publiczną. Pisma Arkadiusza K. dotyczą indywidualnej sprawy i stanowią polemikę z ustaleniami prokuratury. Należy je zakwalifikować do skarg i wniosków rozpatrywanych na podstawie przepisów rozdziału VIII k.p.a.
Tak też ocenił je Naczelny Sąd Administracyjny, do którego skargi kasacyjne wnieśli zarówno Arkadiusz K., jak i prokurator generalny. Arkadiusz K. nie zgodził się, że żądane informacje nie były informacją publiczną. Prokurator generalny uważał, że sądy administracyjne nie mają kognicji do rozpatrywania takich spraw.