– Zmieni się postrzeganie obowiązkowego OC. Klient będzie je odtąd kupował dla siebie, a nie dla kogoś. Oprócz ceny będzie się więc dla niego liczyła także jakość obsługi przy załatwianiu szkody – uważa Tomasz Tarkowski, członek zarządu PZU. Nie wyklucza przy tym, że wzrośnie wartość jednostkowej wypłaty – PZU zamierza likwidować szkody, opierając się na kosztach rzeczywistych naprawy, a nie ryczałtowo.
Bezpośrednią likwidację szkód (BSL) pozwalającą klientowi na wybór, czy chce, aby jego szkodę likwidował ubezpieczyciel sprawcy, czy zakład, w którym on sam wykupił polisę, od kilku lat bezskutecznie stara się forsować Polska Izba Ubezpieczycieli. W tym roku pod jej auspicjami miał na przełomie lutego i marca ruszyć pilotaż programu, ale do tego nie doszło. ?– Coraz częstsze głosy o tym, że potrzebne są dodatkowe analizy, badania, przekonały nas, że nie bardzo jest na co czekać – wyjaśnia Tarkowski. – Poza tym, w naszym odczuciu firmy zaczęły się obawiać utraty klientów, dotarło bowiem do nich, że wprowadzenie BSL zmieni zasady konkurencji na rynku – twierdzi.
Sonda przeprowadzona na zlecenie PZU pokazała bowiem, że ponad połowa kierowców skłonna byłaby zmienić ubezpieczyciela, gdyby mogła likwidować wszystkie zdarzenia ze swojej polisy. Co więcej, 22 proc. badanych stwierdziło, że ich wybór padłby na PZU.
– Dziś likwidujemy około 250 tys. szkód, co stanowi jedną trzecią wszystkich zdarzeń komunikacyjnych w kraju – wylicza członek zarządu PZU. – Spodziewam się, że bezpośrednia likwidacja szkód spowoduje, że rocznie będziemy mieli od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy zdarzeń więcej.
Tarkowski zaznacza, że PZU liczy na szybką reakcję pozostałych rynkowych graczy. – Liczymy, że nasi konkurenci wkrótce do nas dołączą – mówi. Niewykluczone, że tak właśnie będzie. Krok PZU chwali np. Warta.