Zakład zamierza likwidować szkody opierając się o koszty rzeczywiste naprawy, a nie ryczałtowo. Liczy się z tym, że takie rozliczanie może spowodować wzrost średniej ceny szkody, a w konsekwencji wyższą cenę ubezpieczenia. Klient zacznie jednak inaczej postrzegać obowiązkowe ubezpieczenie OC – wybierając polisę, będzie miał bowiem świadomość, że kupuje ją dla siebie, a nie dla innych. Nadal pewnie będzie sugerował się ceną, ale znacznie większą rolę będzie przywiązywał do jakości obsługi i naprawy swojego auta.
- Zdecydowaliśmy się na ten krok, ponieważ nie mamy pewności, czy i kiedy zostanie wprowadzony w życie podobny projekt przygotowywany przez Polską Izbę Ubezpieczeń – wyjaśnia Tomasz Tarkowski, członek zarządu PZU.
PIU prowadzi prace nad BLS od 2008 roku. W ubiegłym roku zapadła decyzja o uruchomieniu pilotażu, ale do dziś nic takiego nie wprowadzono. Wręcz przeciwnie, część członków izby zaczęła robić wszystko, aby prace wstrzymać. Gwoździem do trumny było styczniowe głosowanie nad przeznaczeniem dalszych środków na dokończenie projektu. 32 z 57 towarzystw uznało, że finansowanie należy wstrzymać.
- Firmy zaczęły się obawiać utraty klientów, dotarło bowiem do nich, że wprowadzenie BSL zmieni zasady konkurencji na rynku – twierdzi Tarkowski.
Znaczącą rolę odegrały tu badania, które pokazały, że po wejściu w życie bezpośredniej likwidacji jedna czwarta kierowców zastanowi się nad wybraniem innego ubezpieczyciela. Na pytanie, kogo by wybrali, 22 proc. badanych odpowiedziało: PZU. 11 proc. wskazało na Wartę, 9 proc. na Link4.