Pewniejszym źródłem finansowania wydaje się szpital. Czyli, planując operację, lepiej zapytać lekarza, na jakiej podstawie jest zatrudniony?
Właściwie tak, ale oczywiście nikt tego nie robi, tak jak nie prosimy lekarza o okazanie polisy OC przed operacją, jakiej mamy się poddać. Ale z drugiej strony, lekarz, podpisując kontrakt, powinien sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo ryzykuje i jak może się przed tym ryzykiem zabezpieczyć. Odpowiedzialność karna ziszcza się bardzo rzadko. Dziwi mnie, że samorząd lekarski stawia tę odpowiedzialność na pierwszym miejscu. Oczywiście, świadomość, że toczy się w tle postępowanie karne, jest uciążliwa. Można bać się odpowiedzialności. Ale przecież każdy z nas żyje pod taką presją. Jeżeli ktoś prowadzi samochód, musi liczyć się z tym, że nawet jeśli nieumyślnie i nieznacznie złamie przepisy i dojdzie do wypadku, to poniesie za to odpowiedzialność. Myślę, że lekarze i podmioty lecznicze powinny bardziej myśleć o odpowiedzialności cywilnej. A sam Rzecznik Praw Pacjenta mówi, że projektowany obecnie przez rząd fundusz kompensacyjny ma dotyczyć mniejszych szkód. Do 100 tys. ma być wypłacane każdej z uprawnionych osób w przypadku śmierci pacjenta.
Ale rzecznik argumentuje też, że w procesach cywilnych rodzinie nie są zasądzane wyższe odszkodowania.
Znam szereg wyroków, w których przyznano wyższe odszkodowania. Np. matce zmarłego dziecka zasądzono 250 tys., a w innej sprawie 500 tys. Ale rzeczywiście przeciętnie kwota 100 tys. zł mogłaby być do zaakceptowania w przypadku uproszczonej procedury. Jednak w projekcie ustawy o jakości w opiece zdrowotnej proponuje się też nie więcej niż 200 tys. w przypadku uszczerbku na zdrowiu. Taka kwota, przy zrzeczeniu się wszystkich innych roszczeń (m.in. renty), może być odpowiednia tylko dla przypadków o mniejszej wadze, np. błędnie leczonego złamania. Wówczas zadośćuczynienie w wysokości na przykład 150 tys. zł rzeczywiście może być uzasadnione. Ale na pewno fundusz kompensacyjny to nie jest remedium na najpoważniejsze szkody, np. okołoporodowe czy te skutkujące stanem wegetatywnym, gdzie nie tylko poszkodowany pacjent, ale i członkowie rodziny mają prawo do zadośćuczynienia. 200 tys. w takich przypadkach nie wystarczy.
I tu wracamy do punktu wyjścia – jak zapewnić odszkodowanie pacjentowi, a lekarzy uwolnić od widma prokuratury? Bo dziś pacjent, poszukując możliwości uzyskania odszkodowania i zadośćuczynienia za krzywdę, korzysta ze wszystkich możliwych dróg. Trudno mu się dziwić. Żadna z tych dróg nie jest łatwa ani szybka. Samorządowi lekarskiemu i w ogóle podmiotom leczniczym powinno zależeć na tym, by ten system udrożnić. I żeby odszkodowania były wypłacane efektywnie i na odpowiednim poziomie. Żeby się tak stało, trzeba urealnić polisy. W tej chwili mam kilkaset spraw w toku w mojej kancelarii i w 80 proc. wyroków okazuje się, że polisa jest niewystarczająca. Najwyraźniej podmioty lecznicze i lekarze nie mają świadomości zagrożenia i odpowiednich doradców, którzy mogliby im powiedzieć, jaka kwota ubezpieczenia będzie odpowiednia.