[i]Odpowiada Janusz Popiel - prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach Komunikacyjnych Alter Ego[/i]
Nie ma skutecznej pomocy ani dla ofiar, ani dla ich bliskich, a istniejące rozwiązania powodują dalszą degradację ich życia.
[b]Co jest największym problemem?[/b]
Wszystko, począwszy od odtworzenia rzeczywistego przebiegu wypadku, co ma ogromne znaczenie dla ustalenia winnego, odpowiedzialności karnej i cywilnej i możliwości uzyskania odszkodowania. Kondycja publicznej służby zdrowia powoduje, że ofiary, zwłaszcza te w najcięższym stanie, są „zaleczane” i wypisywane do domu. Większość wymaga zaś leczenia i rehabilitacji, a koszty liczone w tysiącach złotych miesięcznie oraz cała opieka i pielęgnacja spadają na bliskich. Wystarczą trzy – cztery lata, by doprowadzić rodzinę do ruiny. Tyle trwa przeciętnie postępowanie sądowe. Jeżeli ofiara wypadku jest w takim stanie, że nie może udzielić pełnomocnictwa, nikt nie może wystąpić w jej imieniu. Zgodnie z art. 441 § 1 kodeksu cywilnego zwrot kosztów leczenia należy się tylko bezpośrednio poszkodowanemu. Dopiero gdy umrze, może ich dochodzić ten, kto je poniósł. Od kilku lat Stowarzyszenie Alter Ego walczy o zmianę tego przepisu. W 2007 r. próbowaliśmy wspólnie z rzecznikiem praw obywatelskich wprowadzić przepis umożliwiający organizacjom pozarządowym składanie pozwów na rzecz poszkodowanych, którzy sami nie mogą tego uczynić. W trakcie procesu legislacyjnego dopisano jednak, że może to się odbywać „za zgodą poszkodowanego”. I tak słuszna idea stała się jej karykaturą.
[b]Przecież każdy posiadacz pojazdu musi mieć ubezpieczenie OC. Nie powinno więc być kłopotu z odszkodowaniami.[/b]