Tesla stała się marką, którą obecnie wielu ludzi z lewicowo-liberalnej części spektrum politycznego wręcz kocha nienawidzić. U niektórych z nich hasło „kup Teslę, ocal klimat” zostało zastąpione wręcz przez „spal Teslę, ocal demokrację”. W USA i Europie mnożą się akty wandalizmu wymierzone w auta tej marki, salony ich sprzedaży czy nawet w stacje ładowarek. Część z nich to skoordynowane ataki skrajnie lewicowych bojówkarzy, a część to przejawy indywidualnej histerii. Tesla mierzy się też z bojkotami konsumenckimi oraz przeceną akcji. Jeszcze w grudniu jej papiery były rekordowo drogie, a ich cena zbliżała się do 490 USD. Inwestorzy liczyli na to, że Elon Musk, właściciel tej spółki, będzie miał duży wpływ na administrację Trumpa. Nie pomylili się w tej kwestii, ale wiele decyzji i wypowiedzi Muska wywołało duże kontrowersje polityczne. Musk, kierując Departamentem Efektywności Rządowej (DOGE), wywołał falę zwolnień w amerykańskiej administracji publicznej, a niszcząc agencję USAID odciął od grantów wiele organizacji z całego świata. Przed wyborami w Niemczech poparł nacjonalistyczną partię AfD, co sprawiło, że zaczęto go oskarżać o sympatię do nazizmu. Musk stał się wrogiem publicznym akurat dla ludzi z tej części spektrum politycznego, która najchętniej kupuje samochody elektryczne. Akcje Tesli straciły więc już ponad 40 proc. od szczytu.