Wszystko wskazuje, że rządzący będą musieli obniżyć ustawowe wymogi udziału samochodów elektrycznych we flotach administracji centralnej, bo nie ma szans, by z początkiem 2025 r. połowę z nich stanowiły elektryki. A to zakłada ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Spośród 45 naczelnych i centralnych organów, które przekazały sprawozdania, niemal jedna piąta nie ma w swojej flocie nawet jednej dziesiątej pojazdów na prąd.
Czytaj więcej
Jeśli będzie można zmusić właścicieli SUV-ów do wzięcia, przynajmniej finansowo, większej odpowiedzialności za zajmowanie większej przestrzeni, skłaniałbym się, by to zrobić – mówi Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska.
Zły przykład idzie z góry
Choć ze względu na wielkość rynku – pod koniec stycznia 2024 r. flota aut bateryjnych w Polsce liczyła niemal 60 tys. sztuk – wypełnienie obowiązków ustawowych przez centralna administrację nie będzie miało decydującego wpływu na elektryfikację całego krajowego parku samochodowego, to według Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA) marna realizacja wymogów ma niekorzystne konsekwencje. – Organy administracji państwowej powinny w pierwszej kolejności wypełniać zobowiązania, które same ustanawiają. Realia okazują się jednak zupełnie odwrotne – mówi Jan Wiśniewski, dyrektor centrum badań i analiz PSPA.
Jak wynika z informacji, które przesłało „Rzeczpospolitej” Ministerstwo Klimatu i Środowiska, aut z napędem elektrycznym w ogóle jeszcze nie mają trzy ministerstwa: Cyfryzacji, Obrony Narodowej i Sprawiedliwości. To ostatnie, choć zgłosiło wniosek o najem dwóch elektryków w tym roku, dalej nie spełni obowiązującego od 2022 r. celu narzucającego udział e-aut na poziomie co najmniej 10 proc.