„Niemieckie władze lotnicze (Luftfahrt-Bundesamt) potwierdziły dzisiaj, że podzielają naszą ocenę ryzyka, że urządzenia śledzące o bardzo niskim poziomie naładowania baterii i mocy transmisji w bagażu rejestrowanym nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa. Dzięki temu te urządzenia są dozwolone na rejsach Lufthansy”. Martin Leutke, rzecznik przewoźnika powiedział, że nie ma na ten temat nic więcej do powiedzenia.
I naprawdę nie wiadomo o co Lufthansie teraz chodzi. Bo nie dalej, jak tydzień temu niemiecki przewoźnik informował o wprowadzeniu zakazu montowania elektronicznych zawieszek motywując tym, że mogą one wpłynąć na pracę kokpitu. Pasażerom Lufthansa zalecała wyłączanie tych urządzeń w momencie nadawania ich na bagaż, czyli ich instalacja była bezsensowna. Ze swojej strony Apple, producent zawieszek zapewnił, że są one całkowicie bezpieczne.
Czytaj więcej
W tym roku miliony pasażerów linii lotniczych ucierpiało z powodu zakłóceń w podróżach. Większość z nich borykała się również z kłopotami z zaginionym bagażem.
Taką samą opinię wyraził amerykański regulator ruchu lotniczego Federal Aviation Administration (FAA) o raz Agencja Bezpieczeństwa Transportu. Z kolei Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) poinformowała, że nie będzie decydować czy zawieszki są bezpieczne, czy też nie i to do linii lotniczych należy decyzja, czy pozwolą na ich używanie, czy też nie.
Na rynku całe zmieszanie ocenia się jako porażkę Lufthansy, która chciała bronić swojej opinii wiarygodnego przewoźnika i robiła wszystko, by nie przyznać się do tego, że jest w stanie zapewnić normalne operacje, w tym także gwarancję, że pasażer będzie podróżował jej samolotami razem ze swoim bagażem. I że to nie pasażer, a linia ma się troszczyć o zaginione walizki. A ostatniego lata miała z tym wielkie problemy.