Rz: Samoloty wypełnione do ostatnich miejsc. Zaskakująco mało opóźnień i taniejące bilety. To dobry czas dla lotnictwa w Europie?
Zdecydowanie tak. Wszystko dobre, co mogło się wydarzyć na tym rynku, nie zawiodło. Gospodarka się rozwija, tanieje paliwo, za które teraz płacimy chyba najmniej w naszej 11-letniej historii. Pasażerowie mają więcej pieniędzy, więc podróżują coraz chętniej. Niskie stopy procentowe powodują, że koszty finansowania np. leasingu samolotów są rekordowo niskie. Nie zawaham się powiedzieć, że dla lotnictwa to dzisiaj złoty czas.
Kupuje pan duże samoloty. Jak chce je pan wypełnić, by zagwarantować sobie zyski?
Nie mam z tym problemu. Już odnieśliśmy sukces, bo skoncentrowaliśmy się na planie operacji niskokosztowych. Podróże lotnicze już nie są magicznym dobrem dostępnym dla niewielkiej grupy konsumentów, tylko stały się zwykłym towarem. Pasażerowie chcą kupować przeloty jak najtaniej oraz podróżować bez komplikacji i właśnie taki produkt staramy się dostarczyć. Do ich wymagań dostosowaliśmy operacje, a nasze koszty są praktycznie najniższe w branży. Obecnie tylko niskimi cenami biletów można zachęcić pasażerów. Natomiast niskim kosztom zawdzięczamy stabilność biznesu. W krajach, gdzie operujemy – takich jak Polska, Węgry czy Rumunia – pasażerowie nie chcą dużo płacić. Dlatego korzystamy z potencjału wzrostowego w Europie Środkowej i Wschodniej. Jest on obecnie dużo większy niż na zachodzie kontynentu. Dlatego mogliśmy sobie pozwolić na złożenie największego zamówienia w naszej historii: 110 airbusów A321. Jestem przekonany, że w kolejnej dekadzie staniemy się liczącym się na rynku przewoźnikiem.
Przymierza się pan do latania z nowych polskich lotnisk? Ludzie z Wizz Air byli już w Radomie i w Szymanach?