Każdy nad Wełtawą będzie pamiętał: decydujący punkt wywalczył Radek Stepanek w ostatnim meczu z Nicolasem Almagro. Cztery zacięte sety, po nich, jak każe tradycja, była eksplozja radości, łzy, tańce i feta. Trofeum odebrali razem ci młodsi i ci starzy mistrzowie, którym było dane wygrać finał z Włochami 32 lata temu: Ivan Lendl, Tomas Smid, Pavel Slożil i Jan Kodesz.
– Dołączyliśmy do legend. Marzyłem o tym całe życie. Zapisaliśmy rozdział w historii naszego kraju. Nie da się opisać, co czujemy – mówił Stepanek, bohater dnia. – Troszkę popijemy – potwierdził kapitan Jarosław Navratil na pytanie o to, czy będzie nocna zabawa.
W listopadzie Stepanek kończy 34 lata, przy okazji zauważono, że to pierwszy przypadek, by trzydziestoletni lub starszy tenisista zapewnił sukces w Pucharze Davisa w piątym meczu finału. Niby statystyczna ciekawostka, ale dla Czecha wiek ma znaczenie. Radek chyba najbardziej z drużyny chciał zdobyć „Srebrną Salaterę", bo jego czas w reprezentacji powoli dobiega końca. Także dlatego jako jedyny wychodził na kort w Pradze w błękitnej koszulce z wielkim lwem w koronie i z narodowymi herbami na bokach.
Czeski sen się spełnił, ale wygrał też tenis. To był jeden z tych finałów, które nie pozostawiały chwili na nudę. Tak zawsze jest, gdy decyduje piąte spotkanie, w nim każdy set, gem i punkt ma niezwykły ciężar. Stepanek wygrał po zaciętej walce z rywalem, który teoretycznie był wyżej w rankingu, ale przecież w Pucharze Davisa mierzenie sił za pomocą klasyfikacji ATP lub standardowych porównań meczów z przeszłości to za mało. Liczyły się wszelkie okoliczności: motywacja, zmęczenie, pomoc publiczności i odporność na stres.