Czy oznacza to, że Polacy nie cenią Felliniego albo filmowych adaptacji Szekspira? Niekoniecznie. Jednym z podstawowych kryterium, którym kierują się telewidzowie przy wyborze programu, jest pora emisji. Zestawienie przygotowane dla nas przez TNS OBOP pokazuje, że na najniższą oglądalność skazane są przede wszystkim filmy prezentowane późnym wieczorem w niedzielę. Tak było z amerykańskimi: „Wyrokiem” i „Inferno”, czy polskimi: „Matanoią”, „Spadkiem”, „Cudem w Krakowie”. Załóżmy, że trzy ostatnie znalazły się tam, bo szkoda na nie czasu w paśmie prime time, ale co w nocnej ramówce robiło „Miasto kobiet” mistrza Federico? Kolejne pytanie — po co puszczać świetną „Miłość Swanna” na motywach „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta o godz. 2.05? Już słyszę, jak ludzie z Woronicza odpowiadają, że to film zbyt ambitny na masową widownię. Tyle że za parę miesięcy nikt nie będzie pamiętał, o której został pokazany. Liczyć się będzie tylko to, co wygodne dla pionierów komercji w telewizji publicznej — że oglądalność miał mizerną.
Propozycje ambitne i wartościowe nadal spycha się na środek nocy. Można zrozumieć, że filmowa adaptacja „Wieczoru trzech króli” w gwiazdorskiej obsadzie nie mogła zostać pokazana przez Jedynkę tuż po „Wiadomościach”. Ale w wyścigu o lepszą porę emisji wyprzedziły Szekspira aż trzy filmy: dramat wojenny, następny dramat wojenny, wreszcie komedia romantyczna. Kto zacznie oglądać klasykę o godz. 2.10?
Nadal irytujący jest również brak synchronizacji między Jedynką i Dwójką. Puszczanie Felliniego w TVP 2 w czasie, gdy w TVP 1 leci świetne „Zostawić Las Vegas”, a potem „Farinelli — ostatni kastrat”, mija się z celem. W publicznej nadal nie ma pomysłu na prezentowanie kultury wysokiej. A skoro nawet światli dyrektorzy anten podchodzą do niej jak do jeża, trudno oczekiwać od zwykłego widza, że będzie dla niej zarywać noce.
Skomentuj na blog.rp.pl/feusette