Najwięcej czasu potrzebował turniej piłkarski, który rozpoczął się awansem – kilka dni przed ceremonią otwarcia igrzysk. Od początku jego faworytami były reprezentacje dwóch futbolowych potęg z Ameryki Południowej: Argentyny i Brazylii. Niestety, przynajmniej jednej z nich zabraknie w finale, bo po rozgrywkach grupowych i ćwierćfinałach układ gier był taki, że Argentyna z Brazylią musiały zagrać ze sobą już w półfinale.
Argentyna jechała do Pekinu w roli obrońcy olimpijskiego złota, natomiast Brazylia po to, żeby po raz pierwszy je zdobyć. Szkoda, że swoich wielkich zamiarów obie drużyny nie będą mogły realizować w walce o najcenniejszy z medali, że oczekiwanego w finale pojedynku Messi kontra Ronaldinho nie zobaczymy.
A czy doczekamy się pojedynku Wlazły – Giba (na zdjęciu) w finałowym meczu siatkarzy? Na początku tego tygodnia był on całkowicie realny. Polska i Brazylia awans z grupy miały zapewniony i wiadomo było, że ponownie spotkać się mogą dopiero w finale. Rewanżu za 0:3 w meczu grupowym oczekiwało parę milionów polskich kibiców i z pewnością sami zawodnicy. Pekiński turniej rozpoczęli oni w świetnej formie, porównywalnej z tą z późnej jesieni 2006 roku, kiedy w efektownym stylu przebijali się do finału mistrzostw świata. Tam trafili właśnie na Brazylię i... Lepiej nie wspominać.
Warto natomiast przypomnieć ku pokrzepieniu serc inny olimpijski finał siatkarzy – ten z 1976 roku z Montrealu. To wtedy reprezentacja Polski pobiła reprezentację wielkiego Związku Radzieckiego, a ludzie szaleli nocą przed telewizorami i pękali z dumy na okoliczność tego wspaniałego zwycięstwa. Chciałoby się przeżyć raz jeszcze takie chwile. Jak nie teraz w Pekinie, to może za cztery lata w Londynie?
Na pewno nie dostarczą nam takich wzruszeń siatkarki, które wyruszały na igrzyska z podobnymi ambicjami jak ich koledzy po fachu, a wróciły do kraju znacznie wcześniej, niż planowały. W Pekinie pozostały lepsze od nich zespoły, a zdecydowanie najlepsze – pewne miejsca w finale – wydawały się Brazylijki. Na nie można było stawiać w ciemno.