Bohaterami dokumentu są amerykańscy weterani wojny w Iraku. Rozmawia z nimi gwiazdor serialu „Rodzina Soprano” James Gandolfini. Kawał faceta, ale i jemu trudno ukryć rosnące przygnębienie. Żołnierze opowiadają, że psychologowie każą im nazywać największy dramat swojego życia „dniem, w którym urodzili się na nowo”. Niektórzy z okaleczonych podkreślają, że otarli się o śmierć, więc data odniesienia ran to dla nich rzeczywiście drugie urodziny.
Sierżant Bryan Anderson (na zdjęciu w środku) jest innego zdania. Mówi, że i tak nie zapomni tragicznej chwili do końca życia, ale nigdy nie nazwie jej chwilą szczęścia. Kamera najpierw pokazuje tylko twarz żołnierza. Całą sylwetkę poznajemy wraz ze smutną opowieścią. – Prowadzę samochód. Z dowódcą żartujemy ze wszystkiego. Staramy się zachować poczucie humoru, żeby zapomnieć o strachu. Palę papierosa, lewą rękę trzymam na kierownicy. Nagle wybucha bomba. Nie usłyszałem jej, ale zobaczyłem dym, błysk i płomienie. Krzyczałem: „Dostaliśmy!”.
Miałem zakrwawioną twarz, zleciały się do niej muchy. Uniosłem dłoń i zobaczyłem, że nie mam kawałka palca. Pomyślałem – nie jest źle. Odwróciłem dłoń i okazało się, że brakuje sporego kawałka. Znów pomyślałem – nie jest źle, mogę z tym żyć. Kiedy usiłowałem otrzeć twarz drugą ręką, okazało się, że jej nie ma. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że nie mam nóg”. Anderson był wysportowanym mężczyzną, trenował boks i gimnastykę. Po wybuchu w ciągu 13 miesięcy przeszedł 40 operacji. Nie płacze, nie rozpacza. Próbuje żartować.
Kolejny bohater, choć trudno w to uwierzyć, ma znacznie gorzej. Został dwukrotnie trafiony w głowę, jego mózg jest uszkodzony w dwóch trzecich. Ma duże problemy z mówieniem, porusza się wyłącznie na wózku. Opowieść o nim, podobnie jak w przypadku wszystkich bohaterów filmu, jest przeplatana prywatnymi zdjęciami nakręconymi przed wojną i w jej trakcie. Żołnierze śmieją się na nich, tańczą, wygłupiają. Wojna zabrała to wszystko. Wrócili do domu okaleczeni fizycznie i psychicznie. Udało im się wprawdzie ocalić życie, ale wielu z nich nigdy nie stanie o własnych siłach, wielu straciło wzrok, słuch i do końca pozostanie inwalidami zdanymi na łaskę lub niełaskę najbliższych. W głowie kołacze im się wciąż pytanie: w imię czego tak naprawdę walczyli? Trudno znaleźć odpowiedź, która satysfakcjonowałaby ich choćby w części.
[i]Dzień, w którym narodziliśmy się na nowo