Fani powieściowej sagi autorstwa J.K. Rowling już wiedzą, jak zakończy się historia Harry’ego Pottera. Ostatni, siódmy tom cyklu ukazał się w Polsce ponad rok temu. I nie wygląda na to, że autorka kiedykolwiek podejmie się kontynuacji. Jednak miłośnicy Harry’ego nie powinni się czuć osieroceni. Kino jeszcze z Potterem nie skończyło. Czekają nas premiery adaptacji szóstej i siódmej części sagi.
Tym bardziej warto sobie przypomnieć, co działo się wcześniej. „Harry Potter i Czara Ognia” Mike’a Newella jest jedną z najlepszych ekranizacji książek Rowling. Dlaczego? Harry wreszcie przestaje być dzieckiem, zaczyna dorastać. I ta opowieść o chłopcu, który został przedwcześnie pozbawiony dzieciństwa, wzrusza i bawi. Mały czarodziej musi uświadomić sobie, że nie wszystkie problemy można rozwiązać dzięki skinieniu magiczną różdżką. Dojrzewanie wiąże się z utratą niewinności, stawianiem czoła zagrożeniom, których przezwyciężenie przerasta nieraz siły wątłego nastolatka.
Film Newella nie jest więc fabułą przeznaczoną dla najmłodszych. Za dużo w nim okrucieństwa, motywów zapożyczonych z kina grozy. Jednak reżyser nie sprzeniewierzył się duchowi powieści. Rowling tak wymyśliła swój cykl, że jego czytelnicy muszą dorastać wraz z głównym bohaterem.
Kłopoty Harry’ego zaczynają się w związku z dziwnym zachowaniem tytułowej Czary Ognia, która co roku decyduje, kto weźmie udział w niebezpiecznym Turnieju Trójmagicznym. Uczestnikami mogą być osoby pełnoletnie. Mimo to Czara wskazała zaledwie 14-letniego Pottera (Daniel Radcliffe). Pomyłka? A może maczali w tym palce pomocnicy lorda Voldemorta, czarnoksiężnika, który najchętniej uśmierciłby Harry’ego?
W roli czarnego charakteru świetnie sprawdził się Ralph Fiennes. Niezłe epizody zagrali także Miranda Richardson jako wścibska dziennikarka i Brendan Gleeson, czyli pan Moody – jednooki nauczyciel obrony przed czarną magią.