Blisko godzinny film Darii Galant ogląda się z zapartym tchem. Trudno nie poddać się tej historii toczącej się w rytm zwierzeń aktora, którą ilustrują jedyne w swoim rodzaju zdjęcia - także archiwalne - i świetnie dopasowana muzyka.
- Na moim koniu, z szablą w ręku nie boję się nikogo, bo żaden szermierz tak nie jeździ jak ja, a żaden jeździec nie zna szermierki w tym stopniu - mówi śmiejąc się Olbrychski, ale w tym stwierdzeniu nie ma ani krzty przechwalania się.
Z końmi był zżyty od chłopięcych lat, najpierw uczył się jazdy na oklep. Z profesjonalnym ujeżdżaniem zetknął się, gdy otrzymał rolę Rafała Olbromskiego w „Popiołach” w reżyserii Wajdy. Miał wtedy 20 lat. Zgodnie z powieścią i scenariuszem miał świetnie jeździć konno. Zaopiekował się nim wtedy Wiktor Olędzki - rotmistrz, trener kadry, przedwojenny reprezentant Polski w skokach. Kiedy aktor powiedział, że chce w ciągu roku nauczyć się tak jeździć, by widzowie byli przekonani, że jest do konia stworzony, usłyszał w odpowiedzi: - A czy nie chciałbyś nauczyć się wyższej matematyki w ciągu trzech miesięcy mając 6 lat? Przez pierwsze tygodnie, a może miesiące - nie powąchasz strzemion.
Kiedy Olbrychski przyszedł do niego po kilku dniach pokazując krwawiące rany na łydkach, trener zamiast go pożałować, powiedział tylko, że powinny być w innym miejscu... Aktor śmieje się na te wspomnienia. Do dziś bardzo podoba mu się jazda kowbojska, bo ma wiele wspólnego z kawaleryjską. Jedna ręka pozostaje wolna, a prawej można użyć do szabli.
- Czasami także do piwa, gdy się stępa wraca - mówi i dodaje - kocham taką nonszalancję i luz. Tak przecież jeździła polska kawaleria.