Reżyser Edward Porembny nie szuka z kamerą tego, co w nim piękne i zmysłowe. Bohaterami są ludzie, którzy pracują w branży erotycznej, występując np. w pokazach „miłości na żywo”. Motywacja jest tylko jedna – finansowa. Potrafiąc niewiele lub nic, a jednocześnie dość swobodnie traktując takie sprawy jak wstyd czy potrzeba intymności, można przecież spróbować swoich sił w jednym z warszawskich sex shopów z tańcem erotycznym...
Fabuła jest prosta: po 20 latach nieobecności w kraju Edward Porembny przylatuje z Londynu do Warszawy. Zaraz po wylądowaniu na Okęciu postanawia prowadzić notatnik z podróży. Zapiski otwiera opis spotkania z gadatliwym taksówkarzem, które miało miejsce w drodze z lotniska do miasta. Kierowca zwraca uwagę pasażera na zmiany, jakie dokonały się w pewnej sferze życia Polaków, opowiadając o pikantnych epizodach, które przytrafiły mu się podczas pracy, i wskazując coś, czego w PRL nie było. Chodzi o sex shopy.
Zaintrygowany Porembny odwiedza więc taki sklepik na Nowym Świecie. Właściciel, który w przeszłości handlował bielizną męską i koszulami chłopięcymi do Pierwszej Komunii, wzywa z zaplecza córkę Elżbietę, by opowiedziała ciekawskiemu klientowi, dlaczego zdecydowała się na świadczenie tak bardzo odmiennych usług. Coraz bardziej zaintrygowany Porembny dociera do małżonków, którzy zarabiają na życie, odbywając stosunki na scenie.
Dowiaduje się, że ich kariera zaczęła się przypadkiem w Białymstoku. Jedzie więc do tego miasta i poznaje pikantne szczegóły dotyczące mylenia tańca egzotycznego z erotycznym. Na bazarze przez przygodnego przechodnia zostaje wprowadzony w tajniki obcowania z filmami pornograficznymi.
Trafia nawet do pewnego mieszkania, gdzie ogląda je w towarzystwie dwóch par i dowiaduje się, jak odświeżająco na samopoczucie fizyczne i psychiczne działa seks. Część widzów może będzie tym filmem rozbawiona, ale trudno nie zadać pytania: co ta produkcja robi w ramówce TVP Kultura?