Klub szalonych dziewic to nie Seks w wielkim mieście

Jaka jest recepta na serialową katastrofę? Nadmierna wiara w zachodnie licencje i klonowanie sukcesów na siłę

Publikacja: 30.05.2011 21:14

„Klub szalonych dziewic” miał być wielkomiejskim hitem TVN

„Klub szalonych dziewic” miał być wielkomiejskim hitem TVN

Foto: EAST NEWS

Kiedy z powodu słabnącej oglądalności z telewizyjnych ekranów znikają seriale takie jak "Złotopolscy" czy "Plebania" – hity emitowane kilkanaście lat, nikt nie pisze o klapie. Bo po latach nawet najlepszy serial może się widzom znudzić.

Inaczej w przypadku nowości hucznie zapowiadanych jako hity stacji i mocno promowanych, które po zaledwie kilkunastu odcinkach okazują się "nie spełniać oczekiwań kierownictwa". Ten eufemizm oznacza szybkie zdjęcie produkcji z anteny i pospieszne poszukiwanie innej, która zapewni większe udziały w rynku i przychody z reklam.

Rekordzistą pod względem nieudanych serialowych produkcji jest TVP. Ma to zapewne związek z często zmieniającym się kierownictwem anten i brakiem jednolitej koncepcji programowej całej telewizji.

I Linda nie pomógł

Przykład? Serial "Ratownicy" z Bogusławem Lindą o losach ratowników górskich, kręcony w polskich i słowackich Tatrach. Miał być sukcesem jesiennej ramówki TVP 1 w ubiegłym roku, ale w środowe wieczory oglądało go średnio 2,5 mln osób: dużo mniej niż o tej samej porze oglądało Jedynkę rok wcześniej. Po pierwszej serii ogłoszono, że ciągu dalszego nie będzie. Nie dziwi to prof. Jacka Dąbały, medioznawcy z KUL. Jego zdaniem częstym błędem jest założenie, że jeśli coś raz się spodobało, to kolejny podobny serial okaże się takim samym sukcesem. A "Ratownicy" w TVP 1 mieli zastąpić serial "Przystań" emitowany rok wcześniej i opowiadający o ratownikach WOPR. – Pokazywanie po sobie podobnych produkcji sprawia, że dla widza są one już nudne i ograne– mówi.

Klapą okazał się wielkomiejski serial TVP 2 "Apetyt na życie" emitowany od marca do czerwca ubiegłego roku, który opowiadał o losach młodych mieszkańców Warszawy prowadzących księgarnię. Serial nadawany w poniedziałki i wtorki o godz. 19 oglądało średnio zaledwie 870 tys. osób. Dwójka w tym czasie z kretesem przegrywała z propozycjami konkurencji. Produkcję zakończono.

Także wśród nowości ostatniej wiosennej ramówki publicznej telewizji znalazł się serial, którego kontynuacji TVP nie przewiduje. To kryminalny "Instynkt" o zespole agentów specjalnych rozwiązujących skomplikowane zagadki kryminalne. Serial z Danutą Stenką w roli głównej miał być polską odpowiedzią na bijące rekordy popularności amerykańskie seriale "CSI: Kryminalne zagadki Miami" czy "Agenci NCIS". Ale oglądało go średnio 1,5 miliona widzów. Za mało, by zapewnić sobie stałe miejsce w jesiennej ramówce Dwójki.

Polski "Seks w wielkim mieście"

Stacje komercyjne bardziej starannie dobierają nowe produkcje, więc serialowe wpadki zdarzają się im rzadziej niż telewizji publicznej. Co nie znaczy, że są wolne od plagi katastrof.

A taką był. m.in. TVN-owski "Klub szalonych dziewic" oparty na holenderskiej licencji, zapowiadany jako hit wiosennej ramówki ubiegłego roku. Serial nie został polskim "Seksem w wielkim mieście", a jego oglądalność spadała z odcinka na odcinek – pierwszy oglądało 2,8 mln widzów, a już trzeci 2,15 mln.

Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN, tłumaczył, że błędem było umieszczenie tego serialu w jednej ramówce z innym podobnym ("Usta, usta").

"Klub szalonych dziewic" po pierwszej serii nie wrócił do TVN. Podobnie szybko z Polsatu zniknął serial komediowo-kryminalny "Agentki" pokazywany w 2008 r. (grała w nim m.in. Anna Guzik). Jego oglądalność wyniosła 2,2 mln widzów, co sprawiło, że Polsat w tym czasie przegrywał mocno z konkurencją, w tym z kryminalnym serialem stylizowanym na dokument "W-11. Wydział Śledczy" TVN.

Jaka jest recepta na serialową katastrofę? Zdaniem prof. Dąbały często powodem krótkiego żywota seriali jest nadmierne wzorowanie się na zagranicznych produkcjach. – Trzeba zawsze uwzględniać różnice kulturowe. To, co bije rekordy popularności w USA, nie musi u nas – mówi Dąbała. – Każda kultura i społeczność chcą się sycić tym, co jest w niej jakoś zakorzenione w historii czy obyczajowości, dlatego u nas sukcesem okazały się seriale takie jak "Czas honoru" czy "Ranczo".

Ale to nie znaczy, że polskie zawsze jest lepsze. – Czasem są to zwyczajnie słabe seriale, źle skonstruowane, niedopasowane do profilu widza, dobierane przez kogoś, kto nie ma wyczucia rynku – tłumaczy prof. Dąbała. Tylko tyle i aż tyle. Kto najlepiej wyciąga wnioski z własnych błędów? Ciąg dalszy wyścigu na nowe produkcje nastąpi. W jesiennej ramówce.

Kiedy z powodu słabnącej oglądalności z telewizyjnych ekranów znikają seriale takie jak "Złotopolscy" czy "Plebania" – hity emitowane kilkanaście lat, nikt nie pisze o klapie. Bo po latach nawet najlepszy serial może się widzom znudzić.

Inaczej w przypadku nowości hucznie zapowiadanych jako hity stacji i mocno promowanych, które po zaledwie kilkunastu odcinkach okazują się "nie spełniać oczekiwań kierownictwa". Ten eufemizm oznacza szybkie zdjęcie produkcji z anteny i pospieszne poszukiwanie innej, która zapewni większe udziały w rynku i przychody z reklam.

Pozostało 87% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu