Po co nam ten stary Wyspiański

TVP Kultura mogłaby istnieć tylko w jednym celu. Aby mi pokazać po latach „Wesele” Andrzeja Wajdy

Publikacja: 15.07.2012 16:00

Przypomnienie tego filmu zbiegło się z zabawnym epizodem. Na Salonie24 pewien lewicowy bloger napisał jeden z najgłupszych tekstów, jakie czytałem w życiu. Ogłosił, że już w liceum uważał „Wesele" za grafomanię, ale zła pani od polskiego nie pozwalała mu tak myśleć. A teraz woli Gombrowicza oraz inne „Wesele" – Smarzowskiego.

Pan ten, żywe potwierdzenie tezy o pułapkach demokratyzacji debaty, wie tyle, że stare jest złe, a nowe dobre. Gombrowicza zaczerpnął zapewne z gawęd Palikota. Jego idol (Gombrowicz, nie Palikot) szczerze by się uśmiał z podobnych mądrości.

Ale problem istnieje, takich wypowiedzi będzie coraz więcej. Nawet dla współczesnych „Wesele" było zbyt trudne – nie rozumieli go podobno grający w premierowym przedstawieniu z 1901 r. aktorzy, a publiczność była zmieszana.

Stanisław Wyspiański naszpikował je aluzjami, które nie zawsze rozumie się od razu, niektóre trudno czytać bez komentarza, cóż więc mówić o oglądaniu. Nie zmienia to faktu, że jest to sztuka o czymś – poszarpany film Wajdy pokazuje może lepiej niż jakakolwiek inscenizacja teatralna jej siłę. Przypadkowe, nieomal sitcomowe obserwacje typowe dla takich tłumnych alkoholowych imprez przemieszane są z potężną, również polityczną metaforą. Tylko że to wszystko opowiedziano wierszem.  Toteż trzeba zaakceptować logikę poezji.

Pojawia się pytanie, po co robić to dzisiaj? Pomimo całego swego życiowego pragmatyzmu Wajda na początku lat 70. mógł prezentować ten dramat jako aktualny – naród był w opresji może większej niż zabory z przełomu wieków. Romantyzm i postromantyzm Młodej Polski bardzo pasowały do PRL, nawet młodzież wkuwająca ten kanon w szkołach jakoś to przeczuwała. Teraz ten efekt znika.

Dochodzi nasze wygodnictwo. Zrywamy ze starymi kodami, symbolami, aluzjami, bo nie chce nam się ich studiować, zapamiętywać. To nie dotyczy tylko polskiej klasyki. Lubię „Shreka", ale to pierwszy krok. Uczymy już dzieci, że zamiast szukać atrakcyjności w tym, co dawniejsze i nieznane, lepiej sprowadzać wszelkie historie do popkulturowego banału. Przy takim podejściu nie tylko dla „Wesela", ale także dla wielu łatwiejszych utworów miejsca nie ma.

A po co nam jednak „Wesele" dziś? Możemy je traktować jako zbiór historycznych malowniczości. Albo szukać stanu  narodowej niemożności w sytuacjach współczesnych,  nie tak oczywistych jak tamte. I możemy też być mniej dosłowni.

Ja oglądając wielki film Wajdy, czekałem na mocną przypowiastkę o Polsce. Na scenkę,  gdy Poeta pokazuje Pannie Młodej, gdzie ta Polska  jest – w sercu. Panna Młoda sądzi, że chodzi o zakładkę od gorsetu. Ilu ludzi myślałoby tak dzisiaj? No, nie ma już gorsetów.

Przypomnienie tego filmu zbiegło się z zabawnym epizodem. Na Salonie24 pewien lewicowy bloger napisał jeden z najgłupszych tekstów, jakie czytałem w życiu. Ogłosił, że już w liceum uważał „Wesele" za grafomanię, ale zła pani od polskiego nie pozwalała mu tak myśleć. A teraz woli Gombrowicza oraz inne „Wesele" – Smarzowskiego.

Pan ten, żywe potwierdzenie tezy o pułapkach demokratyzacji debaty, wie tyle, że stare jest złe, a nowe dobre. Gombrowicza zaczerpnął zapewne z gawęd Palikota. Jego idol (Gombrowicz, nie Palikot) szczerze by się uśmiał z podobnych mądrości.

Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu