Zrealizowany przez Nataszę Kurczuk-Ziółkowską film powstał dzięki zwycięstwu tego projektu w konkursie. Jak zobaczą widzowie, wybrano właściwie. A potrzebny był pełnometrażowy filmu o słynnym polskim kompozytorze, którego rok obchodziliśmy. Chodziło o to, by przybliżyć sylwetkę Lutosławskiego nie tylko polskim, ale i zagranicznym widzom. I to się udało.
Leszek Możdżer podąża śladem zapisków z tytułowego „Granatowego zeszytu" – notatnika Lutosławskiego, znajdującego się (podobnie jak cała spuścizna) w zbiorach Fundacji Paula Sachera w Bazylei.
- To zeszyt, w którym od czasu do czasu notuję najrozmaitsze myśli, które mi przychodzą do głowy – wyjaśnia w archiwalnym materiale Lutosławski, podkreślając, że to jednak dość nieregularne zapiski.
Leszek Możdżer rozpoczyna podróż od wizyty w domu Lutosławskiego, po którym oprowadza go pasierb nieżyjącego kompozytora. W gabinecie i przy biurku, przy którym pracował, zawsze panował wzorowy porządek. Gospodarz znany był ze swego zamiłowania do ładu i precyzji – nieprzypadkowo ukończył wpierw studia matematyczne. O 9 rano wchodził do gabinetu, w którym zamykał się na czas pracy. I nawet jego żona, osoba niezwykle mu bliska – nie znała szczegółów codziennego trudu przelewania dźwięków na papier....
Możdżer opowiada o sposobie tworzenia Lutosławskiego, który interpretuje czytając jego nuty. Tłumaczy nie tylko z wdziękiem, ale i przystępnie. Plusem filmu jest również zebranie w nim wypowiedzi, także archiwalnych – muzyków, kompozytorów, członków rodziny. Są wśród nich Krystian Zimerman, Antoni Wit, Kazimierz Kord. Krzysztof Jakowicz opowiada, jak Rostropowicz uczył się koncertu na wiolonczelę. A kiedy próbował zrozumieć, czy zawiera on jakieś pozamuzyczne treści, Lutosławski stanowczo się od tego odżegnywał. Był tym podobno tak rozczarowany, że Jakowicz zaczął dopowiadać mu tę treść.