W tym tygodniu będzie można się o tym przekonać, oglądając w HBO dokument „The Rolling Stones w blasku świateł”. Martin Scorsese mógł sfilmować Micka Jaggera z kolegami na jednym z wielkich stadionów. Pokazać, jak uwodzą tysiące widzów. To byłaby atrakcja w sam raz na koncertowe wydanie DVD. Ale hollywoodzki reżyser wolał przyjrzeć się zespołowi podczas kameralnego występu w nowojorskim Beacon Theatre. Od reakcji widzów bardziej interesowało go to, jak Stonesi przeżywają swoją muzykę.
Gdy zaczynają grać, wchodzą w trans. Miotający się po scenie Jagger, nonszalancki i wyluzowany Richards pokazują, na czym polega nie tylko fenomen ich zespołu, ale także rocka. Ta muzyka – w wykonaniu najlepszych – jest jak potężna wiązka energii. Wyzwala emocje bliskie ekstazie. I nie poddaje się rygorowi formy, bo istotą rockowego występu jest szalona improwizacja.
Stonesi to ikona rocka. Tak jak brytyjski zespół The Who. Grupa Pete’a Townshenda jest autorem jednej z najsłynniejszych rockowych fraz: „I hope I die before I get old” – co można przetłumaczyć jako „Mam nadzieję, że umrę, nim się zestarzeję”. To wers utworu „My Generation”, który stał się hymnem młodego pokolenia połowy lat 60. Pokazywany w Canal + dokument „Niesamowita historia The Who” przypomni losy supergrupy.
W Polsce jednym z kultowych zespołów był przed laty Tilt Tomka Lipińskiego. Warto obejrzeć w TVP Kultura jego koncert z 1995 roku. W swoich utworach rockman opowiada o własnej drodze artystycznej, ale także o rozwoju muzyki.
Legendę rocka tworzą nie tylko zespoły, ale także wyjątkowe miejsca. Takie jak Glastonbury. W 1970 roku Michael Eavis otworzył 150-akrową posiadłość dla spragnionych rockowego grania. To miała być jednorazowa impreza – podobnie jak Woodstock. Tymczasem festiwal do dziś jest mekką rockmanów i ich fanów, co znakomicie uchwycił Julien Temple w „Glastonbury”. Dokument pokaże Canal+.