Premiera Sceny Faktu Teatru TV zrealizowanego przez Pawła Woldana dziś w TVP 1 o 20.20. Spektakl "Prymas w Komańczy" przypomina wydarzenia, które miały miejsce między 27 października 1955 roku a 28 października 1956, kiedy prymas przebywał w klasztorze sióstr Nazaretanek w Komańczy w Bieszczadach. Było to ostatnie miejsce jego dwuletniego przymusowego odosobnienia, na które bezprawnie skazały go władze PRL. Maria Okońska pojechała do niego ze specjalną misją powierzoną jej przez biskupów i paulinów.
– Początkowo odmówiłam, bo postanowiłam, że nie opuszczę Jasnej Góry, dopóki prymas nie zostanie uwolniony – wspomina "Rz" Maria Okońska. – Arcybiskup Dąbrowski powiedział jednak, że to polecenie. Byłam szczęśliwa, bo nie widziałam prymasa już dwa lata. Liczyli, że uproszę go, by napisał nowe Śluby Jasnogórskie na trzechsetną rocznicę tych złożonych przez króla Jana Kazimierza.
Maria Okońska poznała Stefana Wyszyńskiego, gdy miała 22 lata. Nie był wtedy jeszcze nawet biskupem. 1 listopada 1942 roku udała się do niego do Zakładu Ociemniałych w Laskach, gdzie pracował. Przyjechała wraz z kilkoma dziewczętami, prosząc o kierownictwo duchowe nad tzw. Ósemką – zespołem będącym zaczynem instytucji wychowawczej dla dziewcząt.
– Wiedziałyśmy tylko, że jest księdzem profesorem od katolickiej nauki społecznej. Ale od pierwszych chwil wywarł na mnie takie wrażenie, że zaczęłam się do niego zwracać "ojcze". I potem był nim dla mnie zawsze, tym bardziej że mojego taty nie znałam, zginął na wojnie 1920 roku, zanim się urodziłam. Często się ojca radziłam. Umiał słuchać. Nieraz mówił: "Marysiu, nie musisz mnie o wszystko pytać, decyduj sama". Jednak zawsze odpowiadał na wszystkie pytania – te dotyczące spraw wielkich i małych, także osobistych.
W 1956 roku Maria Okońska pojechała do Komańczy z koleżanką. Już na stacji kolejowej zatrzymało je UB, mimo że miały przepustki. Ale były tak zdeterminowane, że w końcu je puszczono.